HYDE PARK 613 nowy temat
szukaj Kategorie

Nie samym filmem człowiek żyje i tutaj mogą się udzielać wszystkie osoby, które interesują się filmem, ale niekoniecznie chcą o nim rozmawiać.

Witamy się! :) 178
BuziakL

Cześć Wam, zakładam temat do witania się codziennego lub od święta, jak kto woli.
To też temat dla nowicjuszy, którzy mogą dać znać o swojej pierwszej obecności na forum.
Coś tutaj cichutko u Was, witam piątkowo i pozdrawiam wszystkich klikaczy. Jest tu ktoś jeszcze?
Jak długo tu jesteście, jak tu trafiliście?
Zapraszam do dyskusji, ja wpadłam tu wczoraj pierwszy raz gościnnie na zaproszenie Marac’a (też z innego forum). Życzę udanego dnia i odjazdowo spokojnego weekendu!

BuziakL

@free_dom mnie tego uczył @ZSGifMan i mam na to taki kod:
no niestety nie pomogę bo jak wklejam kod to mi wyskakuje jakiś błąd :( ale widzę, że @ZSGifMan wyjaśnił wyżej.
Mnie wyjaśniał w tym temacie :)
https://forum.fdb.pl/temat/616-twoja-ulubiona-aktorka-to

Fajnego dnia Wam życzę!

Anonimowy

@ZSGifMan Bardzo dziękuję :) powalczę z tym na dniach.

@BuziakL Powalczę na dniach. Troszkę mnie dziwi,że nie ma na fdb opcji "dodaj załącznik". Byłoby znacznie łatwiej,a tak trzeba kombinować.

Ja wam życzę miłej nocy, a później fajnej i spokojnej niedzieli. Ja jeszcze nie śpię,bo "nocny marek" jestem. Dobranoc.

ZSGifMan

@free_dom

Czytaj, próbuj! :))

Na FDB jest coś więcej niż tylko zwykłe narzędzie jak napisałeś pt. "dodaj obrazek", ono pozwala na więcej, tylko że faktycznie trzeba się nieco więcej o jego obsłudze dowiedzieć, ale dla każdego kogo wiedza nie boli nie powinno być problemu.
Automatyczne narzędzi to niestety ogłupianie użytkowników, całe szczęście tu takich nie ma ;P

     

@BuziakL

Wszystkiego dobrego na niedzielę, bo pogoda raczej nie rozpieszcza…

     

     

Anonimowy

@ZSGifMan Przyznaje,że byłoby prościej gdyby istniała opcja "dodaj obrazek/załącznik". Będę próbowała i kombinowała,aż osiągnę oczekiwany efekt. Przy okazji-jestem dziewczyną, miło mi :) zaszła pomyłka płci.

LakiLou

Nic więcej nie muszę dodawać ;)

ZSGifMan

@free_dom

Wybacz – wiem, nawet sprawdzam zawsze nowe osoby co mają napisane na profilu i widziałem Twoje "OLA", ale nie mam pojęcia co mnie zaćmiło i dlaczego tak napisałem… Obiecuję poprawę :))

     

Co do wstawiania obrazków, to kwestia przyzwyczajenia. Polecam jakiś menedżer schowka i podeklarować sobie formułki, albo zrobić szablon ze wszystkimi pomocnymi tagami w jednym, wtedy wklejasz całość skrótem klawiszowym i usuwasz niepotrzebne. Tylko nierozgarnięty pisałby za każdym razem takie banały, które można czy nawet należy wklejać. Zaraz na mnie pewnie ktoś huknie, ale trudno, przynajmniej się dowiemy, kto zamiast wklejać i sobie ułatwiać, tego nie robi i klepie z palca :D

jak masz coś takiego w schowku nr 1:
     

<img src="" width="" height="">

     
to wklejasz to i ze schowka nr 2 wklejasz w pierwsze "" adres obrazka, w zależności od potrzeby dopisujesz szerokość lub wysokość w pikselach. To bardzo proste i szybkie, sprowadza się do kilku sekund i dwóch-trzech kliknięć :]

     

5 najlepszych menedżerów schowka Windows


Najlepsze darmowe menedżery schowka dla systemu Windows

     
To nie tylko oszczędność czasu,a le i oczywisty spryt, bo jest cała masa rzeczy, których nie ma najmniejszego sensu klepać po setki razy, prościej wklejać i modyfikować pod dany przypadek.

     

Powodzenia! :)




@LakiLou

     

     

PZDR.

     

Anonimowy

@ZSGifMan Nic się nie stało. Takie rzeczy jak pomyłka płci w necie się zdarzają. Tutaj na fdb to jeszcze często można sobie sprawdzić płeć na czyimś profilu(chyba,że ukrył w ustawieniach albo kłamie,ale tylko idiota mógłby się bawić w takie oszukiwanie),ale z kolei na FW to tego nie można sprawdzić i często niewiadomo czy rozmówca jest facetem czy kobietom.

Udało mi się wstawić mój pierwszy premierowy obrazek! :D bardzo ci dziękuję za pomoc. Okazało się być prostsze niż myślałam.

ZSGifMan

@free_dom

Super, cieszę się :)

Tu na profilu faktycznie czasem jest oznaczenie, na FW było przez wiele lat, ale jako że oni muszą być nowocześni na siłę i bardziej poprawni od najpoprawniejszych, więc… skasowali znaczki ♀ ♂
Co zrobić…? Może na nowoczesnym zachodzie nie ma znaczenia jak się do kogo zwracasz, ale u nas język polski skonstruowany tak a nie inaczej i tępaki powinni wiedzieć, że taką głupotą generują pomyłki i niezręczności!
                    

Anonimowy

@ZSGifMan Taa, usunęli znaczki ♀ ♂, a teraz niewiadomo czy rozmówca jest kobietom czy facetem chyba,że ktoś się określi w wypowiedzi np.byłem,poszłam itp lub ma nick typu Kasia222. Załóżmy,że facet nie będzie nosił nicku z żeńskim imieniem i na odwrót-kobieta nicku z męskim imieniem. Co z tego,że w ustawieniach trzeba ustawić płeć skoro ona się nie wyświetla na czyimś profilu?
Przykładowo w angielskim każdy jest YOU i zadając przykładowo pytanie "were you in the store?",czyli czy byłeś/aś w sklepie można je skierować do obu płci. Czasownik to be w formie’Were’ nie dzieli na faceta i kobietę. U nas w Polsce jest inaczej, więc FW powinien się do tego ustosunkować. W ogóle tamten portal w niektórych kwestiach jest 100 lat za murzynami.

ZSGifMan

@free_dom

Oj, to dużo można by gadać o tym…

Ogólnie są niepokojące trendy nowoczesności i poprawności w kontaktach, mowie i piśmie. Na siłę uczą nas ci nowocześni na umysłach od nowa jak się należy zwracać do innych i zapewne już lada chwila czekać tego, co jest od dawna popularne na tym całym nowoczesnym zachodzie, że nie wypada się zwracać do kobiet 'pani', a do facetów 'pan'! Normalny człowiek popuka się w czoło i zapyta:dlaczego? Ano odpowiedź jest tam taka, że danej 'osobie' może się zrobić… UWAGA!… przykro jeśli czuje się kimś innym niż pai/pan, bo może na przykład wydaje się temu dziwolągowi, że jest np. taboretem. No i masz babo placek… obraza gotowa, a przecież nikomu nie może się zrobić smutno, więc polikwidować znaczki płci i niech ludzie się zastanawiają kto jest kim.

Ciekawe kto tu słyszał o tym, jak to od lat wprowadzane są tam osobne toalety dla… trzeciej płci?

     


     

Takie posr… tzn. powalone czasy, co zrobić? Ano trzeba się stanowczo sprzeciwiać i apelować o rozsądek i opamiętanie, bo niedługo w imię wprowadzania wszelkich inności każde dziwactwo będzie pod ochroną…




     

    :D

     

LakiLou

@ZSGifMan
@BuziakL

I oto nadszedł upragniony

Anonimowy

@ZSGifMan

Trzecia płeć? chyba,że ktoś jest obojnakiem :D. Trzeci ludzik jest przecięty na pół,więc można to interpetować na różne sposoby. Co za dziwactwa. Nowoczesny świat wymyśla coraz to głupsze pomysły. Dlatego na takim popularnym portalu jak często wspomniany Filmweb nie ma chociażby przy awatarze znaczku płci usera. W taki oto sposób odpowie ci na post np.sweet-cake13(wymyślam z głowy)i nie wiesz jak masz się do niego zwracać. Wtedy często wynikają z tego pomyłki i niedomówienia. Jasne,można się bawić typu:"Gdybyś poszła/poszedł do miasta…,"Jakbyś mogła/mógł napisać…","Jeśli obejrzałeś/aś najnowszy film w kinie.." itp,ale to na dłuższą metę bywa męczące. Generalnie temat rzeka. W angielskim każdy jest YOU,czyli po naszemu TYi im w piśmie jest wszystko jedno czy odbiorca jest facetem czy kobietą,bo u nich się nie dzieli na formy płciowe. Z kolei w Polsce przyjęło się zwracać do obcych ludzi w formie grzecznościowej "pan" i "pani" i to jest właściwe moim zdaniem. Zaś większa swoboda panuje w necie,gdzie ludzie przeważnie zwracają się do siebie na "ty" ze względu na wirtualny kontakt oraz luźniejsze i nieformalne miejsce. Możliwe,że istnieją jeszcze inne powody lub ktoś ma inny pomysł.

Racja,trzeba walczyć i apelować o zdrowy rozsądek. Nie popierać pomysłów typu adoptowanie dzieci i branie ślubów przez pary homoseksualne. Oczywiście,ja nie twierdzę,że mam coś do gejów i lesbijek,bo to nie ich wina,że tacy się urodzili, ale bez przesady. Na samą myśl o tych pomysłach aż mi się włos jeży na głowie…

ZSGifMan

@BuziakL
@free_dom
@LakiLou

A już za parę minut…

     

     




@free_dom

Hehe, takie dziwne czasy, większości z dobrobytu (zapewne) się w głowach galareta wstrząsnęła i takie rezultaty.

Bardzo mi się nie podoba co się teraz dzieje, ja się wychowałem w bardzo logicznych czasach, kiedy ludzie mieli mózgi ich używali na co dzień, a nie tylko od święta, albo i rzadziej! Całe całe moje dzieciństwo upłynęło pod znakiem walki Polaków o wolność i niepodległość, wolność wtedy rozumiano jako swobody obywatelskie, a nie możliwość wydziwiania niestworzonych rzeczy i co komu tylko do łba strzeli. Teraz te pojęcia się zdewaluowały i jako wolność ludzie rozumieją robienie jakichś debilizmów jak np. paradowanie facetów poprzebieranych w kobiece ubrania, albo protesty, że jak piszesz – jeszcze im u nas ślubów nie dają! Że o adopcjach dzieci nie wspominam, bo to skandal.
     

Anonimowy

@ZSGifMan

Geje i lesbijki mają prawo do szczęścia jak każdy. Dla mnie oni praktycznie nie istnieją. Nie spotykam ich na swojej drodze,ale adoptowanie dzieci i branie ślubów…? W życiu!! Teraz wyobraź sobie jak musi wyglądać rubryczka w dowodzie osobistym lub w innym dokumencie tożsamości "imiona rodziców" takiego dzieciaka: Maciej i Krzysztof. Także sytuacja np.w szkole,kiedy dziecka spyta się nauczyciel jak nazywają się jego rodzice,a ono odpowiada:Maria i Katarzyna. To jest totalna paranoja. Podobnie ma się sprawa z facebookiem. Mnie on się już przejadł 4 lata temu,a konto tam usunęłam w październiku ubiegłego roku. Ludzie dalej mają hopla na punkcie tamtego portalu. Ta cała "bitwa" o lajki pod zdjęciami,wstawianie fotek z USG nienarodzonego dziecka itp. Jeśli ktoś rozsądnie używa FB to nie ma nic złego w korzystaniu z niego. Gorzej jak ktoś sprzedaje na maksa swoją prywatność. Przez takie zachowanie z portalu robi się śmietnik i targowisko próżności. Ja po 7 latach skasowania konta czuję się "wolna" od tych głupot. Tak samo było w przypadku zapomnianej już n-k.

ZSGifMan

@free_dom

Hehehe, mam bardzo podobnie z tą małą różnicą, że nigdy nie brałem pod uwagę zakładanie konta w tym grajdole próżności jakim jest portal ryjbuk! Co do naszej klasy, to jakieś 11 lat temu do założenia tam konta zmusił mnie… klasowy kolega, z klasy maturalnej, tak mnie męczył telefonami i potem na spotkaniu klasowym, że założyłem, powstawiałem zdjęcia i… konto leży odłogiem ponad 10 lat! :D Tak mnie to obchodzi.
A facebook? No cóż, to jest jeszcze gorsze od NK, bo widziałem w co się ten portal zmienił – miał pomagać odnaleźć się klasowym kolegom po latach, a stał się giełdą pychy, kto gdzie nie był, z kim i ile pieniędzy wydał, jaki ma samochód, dom itd. bez końca! ŻENADA! Ja w tym uczestniczyć nie miałem zamiaru, ale konta nie skasowałem, bo zamierzałem się przez nie kontaktować z kolegami z klasy. Okazało się, ze spotykamy się dalej aktywnie, w tym roku nawet bardzo (piwo, piwo, piwo, ;) ale kontaktujemy się zupełnie inaczej i NK jest w sumie zbędne. Moim zdaniem nie ma nic gorszego w sieci oprócz trolli, jak się ich modnie zwie – hejterów i… samochwały na facebooku! No może jeszcze politycy lejący swoje śmoje-boje i roztaczający wizje raju jaki nastanie po oddaniu głosu właśnie na nich, ale tak to nic. Aha, jest jeszcze jedno – jutuberzy i insfluenserzy, banda idiotów, którzy robią małolactwu sieczkę z mózgów i swoimi wizjami zaśmiecają im głowy oraz marnują czas!

     

     

Anonimowy

@ZSGifMan Ryjbuk hehehe,czyli konta tam nie masz. I dobrze,bo ja niestety 8 lat założyłam tam konto mając niespełna 18 lat(w sensie,że rocznikowo, jeszcze wtedy nieskończone). Jak łatwo się domyśleć chodziłam do szkoły średniej, a konkretnie do liceum. Poszłam za modą młodzieżową. Przyznaje się bez bicia,że był taki czas w moim życiu,kiedy wydawało się,że Facebook był "zajebisty". Była to dla mnie nowość i atrakcja. Od czasu do czasu zdjęcia wstawiałam. Przełom nastąpił w 2015 roku,gdy poczułam się tym portalem zmęczona i znudzona. Pokasowałam wszystkie fotki,które miałam na profilu. W ciągu 3 lat zalogowałam się tam 3 razy. W październiku ubiegłego roku podjęłam decyzję o skasowaniu konta i się cieszę. Usunęłam je też dlatego,że jestem wybitnie niefotogeniczna. Zdjęcia mnie nie lubią :D. Również zaobserwowałam tam tzw "kolekcjonowanie znajomych". Trudno mi uwierzyć w to,że ktoś zna osobiście 1500 osób,które ma w swoim gronie. Ludzie wysyłają zaproszenia,a na ulicy udają,że nie znają. Ani 'cześć' ani 'dzień dobry'. Normalka… Wspomniałam o "bitwie" o lajki pod fotkami. Małolaci później mają "problemy" typu "Mam 3 lajki pod zdjęciem. Czy to znaczy,że nikt mnie nie lubi?" :D.

Z kolei na n-k konta nie mam od 2011 roku. Usunęłam krótko po założeniu konta na FB. Na tamtym portalu, konto założyłam w 2007 lub 2008 roku. To już trochę lat temu. Pamiętam jaki szał był na naszą-klasę!!! Miała pomóc odnaleźć się dawnym kolegom i koleżankom ze szkoły. Ludzie z czasem zrobili z niej targowisko próżności. Ach,pamiętam też czasy jak kilkanaście lat temu za dzieciaka pisałam na GG. Kiedyś również epuls był modny. To było jakoś w latach 2004-2006. Też portal poszedł dawno w zapomnienie.

Jak napisałeś "ryjbuk" to skojarzyło mi się z tym jak kiedyś przeczytałam w necie,że ktoś nazwał prześmiewczo serial M jak miłość-M jak mdłości hehe.

ZSGifMan

@free_dom

Konta nie mam, bo jak się pojawiał, to ja już za stary byłem na takie głupoty ;)
Poza tym nigdy mi to nie imponiło (imponowało oczywiście:) nie czułem potrzeby przechwałek i życia na pokaz, a tak się tam właśnie praktycznie wszyscy prowadzą. Choć z tym za stary, to nie do końca jest tak, bo i moja mama i jej młodsza siostra, a moja ciotka mają konta na FB służące nota bene do przechwałek właśnie, tylko że to też już inny przedział wiekowy i inne te przechwałki – na wnuki/wnuczki :D

Ryjbuk to nic nowego, słyszałem dawno temu i nie pamiętam czy nie było takiej domeny, czy tylko ktoś kpił sobie takim kanałem w sieci, ale temat dobry i adekwatny. Jest cała masa na facebook takich terminów, ja osobiście lubię jeszcze pejsbuk, też mnie bawi. Co do naszych polskich przekręceń, to zawsze mnie śmieszyło "Taniec z gwizdami" na wiadomo jaką rewię taneczną, "M jak mdłości" widziałem kilka odcinków, ale z samego początku tej serii, zazwyczaj w gościach u kogoś, kiedy nie było i nie wypadało jak powiedzieć, że nie mam ochoty gapić się na to bure mydło ;)

Gagu-gadu pamiętam jak się pojawiło, nawet był spory szał, bo wcześniej ludzie się kontaktowali na mIRC, bo ICQ nie było zbyt w Polsce popularne, a przynajmniej ja nie odnotowałem takiego wrażenia. Ale to jeszcze były lata 90-te ubiegłego stulecia/tysiąclecia, hehe. Wiele się zmieniło od tamtej pory – pamiętam jaki był szał jak wyszedł pierwszy Skype i jak można było zupełnie za darmo gadać całymi godzinami z ludźmi… teraz zanim się obejrzałem od ładnych kilku lat mam w pakiecie nielimitowane rozmowy, tylko już jakoś nie ma czasu i chęci do rozmów całymi godzinami :]
Z GG korzystałem bardzo dużo, nawet na kilka lat zainstalowałem je u nas w biurze, gdy mieliśmy filię w innym mieście, żeby się babki mogły między sobą komunikować i na samym początku chyba nawet próbowały to robić, ale potem lenistwo wygrało i… tfu! wygrał telefon i rachunki za niego :P

     

     

Anonimowy

@ZSGifMan Ooo właśnie dobrze,że przypomniałeś o Skype. Fakt, też był na niego kiedyś szał,bo za darmo itp. Teraz raczej już na nikim on nie robi wrażenia. Stał się niemodny tak samo jak n-k i GG. Moi rodzice też nie mają konta na ryjbuku. Tata nawet nie miał nigdy na n-k. Mama z kolei usunęła swoje z ryjbuka na którym nigdy nie miała swoich zdjęć,a do dziś ma na n-k. Tyle,że loguje się na nie raz czy dwa razy w roku. A może nawet jeszcze rzadziej. Dokładnie ci nie powiem. Nic tam nie wstawia. Ja w sumie mogłam też swoje zostawić na pamiątkę. Lekko żałuję,bo teraz bym sobie pooglądała i powspomniała co wstawiałam i pisałam 10,11 i 12 lat temu jako dzieciak,ale trudno. Sentymentalna widocznie jestem. Pamiętam i ty zapewne też jak kiedyś w szkole zakładało się pamiętnik, w którym wpisywały się osoby z wierszami typu "na górze róże, na dole fiołki" itp. Tak mi się przypomniało a propo kiedy wczoraj zobaczyłam w Kauflandzie pamiętniki na kluczyk za 4,99zł z dzięcięcymi okładkami. Ja taki posiadam w szufladzie i fajnie mi jest poczytać sobie wpisy szkolne z lat 2001-2003. Jeszcze kilkanaście lat temu to było bardzo mocne. Nie wiem jak teraz.

Ja przyznam się bez bicia,że "M jak mdłości" oglądałam od samego początku(bodajże od 4 odcinka) aż do 2008 roku i to regularnie. Zaprzestałam oglądania,bo poczułam się nim znużona. Dzisiaj nie rozumiem jak mogłam kiedykolwiek go oglądać. Wydaje mi się teraz być mega nudny. Śmieszyło mnie od zawsze to,że Marta Mostowiak była największą laską w tym serialu,a od zawsze wyglądała okropnie i dodatkowo była nudna i mdła. Dzisiaj wygląda jeszcze gorzej,ale co tam. Na pewno ma nadal duże powodzenie u płci przeciwnej, hehe.

TzG ja zaczęłam oglądać,kiedy pojawił się 5 lat temu na Polsacie. Moi rodzice zaczęli kiedy leciał na TVN-ie. Obejrzałam wszystkie edycję oprócz najnowszej Program mi się zwyczajnie przejadł. Wkurzało mnie niesprawiedliwe odpadanie par,które na to nie zasłużyły i osoby, które zachodziły daleko nie umiejąc dobrze tańczyć. Tą edycję sobie odpuściłam. O programie mówię-Taniec z gwiazdami to program,w którym tancerze są większymi gwiazdami niż same "gwiazdy" :D.

Widzę,że ty chyba jesteś tzw "nocnym Markiem" :) ja w dni wolne potrafię zasypiać między północą a 2 w nocy. Mimo,że jest wpół do dwunastej to jeszcze się nie kładę do spania.

ZSGifMan

@free_dom

I nocnym Markiem i pracuję wieczorami i po nocach, bo nie zawsze da się wszystko zrobić w ciągu dnia. Jak ktoś wstawia samochód do mechanika, to raczej nie z zamiarem jechania z nim pod maską i dokonywania napraw podczas wyprawy gdzieś na zakupy, wycieczkę itp. Od dawien dawna wolałem zrobić coś wieczorem lub w nocy niż w ciągu dnia użerać się z ludźmi, że mnie muszą wpuścić na komputer ;) A jak przychodzi do sieci lub serwera… to tylko po godzinach pracy "normalnych" ludzi ;D
Czyli jestem nienormalny, hehe. Ale pewnych rzeczy zwyczajnie nie zrobi jak inni siedzą i coś sobie klepią.

Ale pokolenia starsze od nas to zrobiły wielkie i milowe kroki, bo dla ludzi wychowanych w epoce jednego telewizora na kilka domów i jednego komputera na województwo gdzieś głęboko w podziemiach tajnych PRLowskich jednostek wojskowych, to wielkie postępy i szybka nauka załapać tyle rzeczy jak telefony, potem smartfony, laptopy i tablety, komputery i cały ten Internet ze wszystkimi kontami i logowaniami!
Nam młodym było łatwiej, jako nastolatek pamiętam zegarki elektroniczne (to był najbardziej popularny prezent, dosyć drogi i nobilitujący społecznie powód dumy) to w kilka minut dzieciak ogarniał wszystkie jego funkcje, a dorośli nawet nie potrafili ustawić godziny. Potem było coraz łatwiej, nam a im tylko nieznacznie.
Mam babcię, moja kochana babunia (od strony mamy) ma 93 lata i od jakichś 4-5 lat korzysta z… Ajfona!!! Ma rzecz jasna telefon "seniora", którym dzwoni dalej od jakichś 12-15 lat, ale dostała starego Ajfona na którym ma jakiegoś messengera czy coś i przychodzą na niego zdjęcia prawnuków z zagramanicy! ;) Oprócz tego babcia wprawnie odpisuje z niego wiadomości śmigając palcem i wpisując tekst. SMSy to dla nie igraszka :)) Taka zdolna!

     

     

ZSGifMan

@free_dom

A najlepsze jest to, że babcię korzystać z tego Ajfona od ciotki nauczyła… moja mama! :)
Twoja babcia bez własnej chęci i odczuwania potrzeby nie będzie chciała się uczyć, potrzeba aby sama poczuła, że musi to umieć – tak było z moją babcią, bo bardzo chciała widzieć jak rosną prawnuki, te z zagranicy i koniecznie chciała się nauczyć jak oglądać zdjęcia, które przychodzą w apce. Potem, co oczywiste, poszło jak z płatka i reszta nauki była dziecinnie prosta. Zanim się wszyscy zorientowali, to babcia już pykała co tylko jednym małym paluszkiem ;D

Telefon stacjonarny – obiekt westchnień i marzeń! Przez cały czas komuny, czyli praktycznie aż do 90-tego roku nie mieliśmy go w domu. Smutne, ale takie były czasy i ojciec choć wielce obrotny i miał sporo znajomości, to telefonu jednak nie był w stanie załatwić. A potrafił załatwiać przeróżne rzeczy, jak np. beton, cegły, pustaki, okna, pralkę, lodówkę i to tuż przed stanem wojennym i w jego trakcie! Także miał zdolności, a telefon jednak wykraczał poza nie. Pomyśleć, że teraz biją się klienta i oferują huk wie co byleby tylko się skusić! Znak czasów…

Jak chodzi o spanie, to ja potrafię spać zawsze i wszędzie. Oczywiście muszę być odpowiednio wcześniej zmęczony, bo wyspany/wypoczęty to mało kto jest gotowy zasnąć. Kiedyś za czasów studiowania spałem po dosłownie kilkunastu sekundach(!) od usadowienia się w autobusie czy pociągu! Spałem aż do samego końca mojej jazdy, nie raz zdarzyło się przejechać przystanek, bo… przespałem ;D Raz jeden jedyny z notorycznego zmęczenia i chronicznego niewyspania w tamtych czasach zdarzyło mi się zasnąć na stojąco(!) w tramwaju pomiędzy przystankami oddalonymi od siebie o kilkaset metrów! Serio! Stałem przy drzwiach i trzymając się rury oparłem głowę na tej ręce i… odpłynąłem zaraz po zamknięciu się drzwi, a obudziło mnie dopiero… wsiadanie wpychających się ludzi na kolejnym przystanku. Do dzisiaj pamiętam to jak wczoraj, chyba nigdy tego nie zapomnę – takie wrażenie :))

Sam miałem kilka kociaków, ale byłem raczej za mały do ich trzymania i mi (niestety) pouciekały. Miałem też kilka psów i też uciekały, aż do pewnego ostatniego, którego przyprowadziłem (taka znajda) do domu jak miał około roku i był z nami… 15 lat!!! Słodki kundelek, niezwykle inteligentny, najlepszy pies jakiego kiedykolwiek znałem, potem (po nim) już ani ja, ani rodzice nie mieliśmy żadnego.

HEJ!

     

     

ZSGifMan

@KRCK

Ale musisz jeszcze nam tylko powiedzieć o której godzinie stałeś przed tą kamerką i machałeś nam… parasolką? :D
Na Mazowszu zupełnie inna pogoda była dzisiaj, powiedziałbym że bardzo ładna nawet. A w Krakowie jakoś szaro, buro i ponuro cały dzionek…




@free_dom

Oczywiście jak sobie Twoja szanowna babcia życzy, bo jak nie czuje potrzeby korzystania z najnowszych technologii do kontaktu, to oczywiście nie musi. Jak ma wszystkie wnuki gdzieś pod ręką, to w zasadzie nie potrzeba wcale no chyba, że dają jej w kość i woli mieć trochę spokoju i czasu dla siebie ;)

Prawdziwe listy, pocztówki i przesyłki oczywiście wysyłałem kiedyś sporo, nawet do dzisiaj czasem coś poślę i tak nie tak znowu dawno, bo jakieś dwa tygodnie temu posłałem wspomnianej wcześniej babci list okolicznościowy, gdyż miała jakieś tam święto i… Pojechałem specjalnie na pocztę główną, żeby było oficjalniej, lepiej i szybciej. Zwykły list to dziadostwo i idzie z 10 dni, czasem nawet i dwa-trzy tygodnie mu jest mało, ale to wszystko pod warunkiem, że nie wsiąknie, bo często giną w akcji i nie dochodzą. Więc wziąłem przesyłkę rejestrowaną, tzw. polecony, a żeby było jeszcze szybciej dopłaciłem mu priorytet. Do tego pani mi wcisnęła funkcję powiadomienia SMSem o dostarczeniu. Super, ale… No właśnie, po co komu tyle płacić za to wszystko, za te wszystkie wodotryski, a nie było tego mało i tanio, skoro pani pomyliła pewnie z jedną cyfrę w numerze telefonu i… powiadomienie nie doszło, lecz byłem cwany i śledziłem przesyłkę po jej numerze na stronie poczty i te 300 km między miastami, moim a mojej babci, ta super hiper droga przesyłka mająca być z założenia szybka podróżowała… UWAGA! … cztery (4!) dni! Czyli co tu dużo gadać z prędkością 3 km/h! To już ja się szybciej czołgam i nic dziwnego po takim popisie Poczty Polskiej, że ludzie rezygnują z jej usług i spada ilość przesyłek jak poczta dalej działa jak w poprzednim ustroju. Skucha, żenada, szkoda czasu i pieniędzy! Pewnie zostaną jakieś usługi paczkowe, ale listom i pocztówkom nie wróże zbyt długiego życia. No może w miejscowościach wypoczynkowych jeszcze poczty jakoś pociągną, ale w takich dużych, nudnych miastach? Nie sądzę.

                

Czemu miałbym Cię zbywać? To żadna tajemnica i na tym drugim portalu wszyscy chyba wiedzą, tutaj pewnie też kilka osób, bo przyszli stamtąd, więc oficjalnie tutaj oznajmiam, że studiowałem ynformatykę, hę ;D
W komputerach siedzę okrągłe 22 latka :))

   

Hej!
Miłego weekendu :]

     

                     

ZSGifMan

@Michael_Corleone

Coś takiego z miejsca bym zaliczył do znęcania się nad zwierzętami i posłał pasażera oraz pomagających mu za kraty na kurację odchudzająco-pobudzającą przyrost komórek mózgowych! Jedno tylko tu cieszy: zwierze okazało się mądrzejsze od ludzi! ;D




@free_dom

Moim zdaniem całą tę pocztę czeka powolna śmierć, dokładnie tak samo jak publiczne budki telefoniczne i niedawno spektakularnie nagłaśnianego… telegramu! Tak bardzo rozpowszechniają się inne metody kontaktu, że tradycyjna koperta z kawałkiem kartki w środku nie będzie mieć niebawem racji bytu. To tylko kwestia czasu, a jakość usług naszej Poczty Polskiej tylko przyśpieszy ten proces. Przesyłanie towarów przejmą firmy kurierskie i to raczej nigdy nie zniknie, im nie grozi zapaść czy też niebyt, ale biorąc pod uwagę, że pocztą paczki też idą beznadziejnie i zazwyczaj jak worki ziemniaków, to się też im kiedyś skończy.

     

Pierwszy telewizor na jakim cokolwiek oglądałem to był taki:

   

     
nieco później taki:
     
   
     
a dopiero pod sam koniec lat 80-tych dostąpiliśmy zaszczytu posiadania czegoś "kolorowego", ale to też był siermiężny sprzęt, sławny:
     
   
     
Na początku lat 90-tych nabyliśmy najdłużej posiadany, bo ze 20 lat:
     
   
     

Ja pod koniec lat 90-tych nabyłem sobie pewnie kultowy już dzisiaj Soniak Trinitron, a przejście na płaskie TV to był chyba rok 2007 lub 8 i też tylko Sony ;)
Z czasów VHS to pamiętam przeróżne gadgety, sławne wideło Otake, nawet takie z otwieraną z góry klapką! Jedno (można tak powiedzieć) nawet mieliśmy jakiś czas i był to dokładnie taki właśnie sprzęt:
     
   
     

Do dzisiaj wspominam go z łezką w oku, a z tym większą, bo przecież nawet nie działając mógłby śmiało robić jako piękny "mebel", ale niestety pod koniec swojego żywota jakoś w połowie lat 90-tych dostali je dziadkowie i jak przestało niebawem działać, a jakiś cwaniak w serwisie powiedział, że "nie opłaca się naprawiać", to zostawili w jego warsztacie bo obiecał, że bezpłatnie "się nim zajmie i zutylizuje". Już ja to widzę(!), ale mnie przy tym nie było, bo bym typa kijem pogonił…
Ech!
         

Montagos

@ZSGifMan

Zajrzałem na Forum, a tu praktycznie w każdym temacie Twój nick jako ostatnia odpowiedź wisi ;)

Chyba jesteś jakimś korbowym, co to kręci całym forum ? :-D

Aaa… Trza się przywitać…
Więc witam się ;)
@ZSGifMan @BuziakL @Michael_Corleone @chemas @adamus0101 @KRCK
I każdego kto jest chętny…

Ps. Już 9 miesięcy tu nie zaglądałem, zero aktywności na FDB :P

ZSGifMan

@Montagos

Witaj, witaj – siemanko :)
No jestem kim jestem ;P staram się jak mogę, bo tu jest mocno sennie i zachęcam całe towarzystwo do udzielania się. Raz się rozbudzą to kipi i wrze, za jakiś czas znowu posną i spokój wtedy i cisza.

     

Tak mi się zdawało, że Ciebie widziałem, ale nie zapytałem, bo wydawało mi się, że to jedna z setek podróbek jest.
Czemu 9 miesięcy przerwy? Zapomniałeś o FDB?
                                        

Montagos

@ZSGifMan

Ciut nick zmieniłem, już nawet nie pamiętam dlaczego :P
Ale to ja, stary zrzędliwy Monti :D
9 miesięcy temu ostatnią kontrę złożyłem, a potem już nie było mnie tu.
Nie miałem powodu zaglądać, kontr nie chciało mi się składać (nawet na IMDb z kilku tysięcy kontr rocznie do raptem kilkunastu szt. w 2019 zjechałem. ) .
Na Forum nie pisałem, filmów tu nie oceniam (może kiedyś z FW przeniosę)…
Aaa, dwa razy przez ten czas Chemasowi odp. na priv, ale to też jak przypadkiem zajrzałem, 3-4 miesiące po przyjściu wiadomości. ;)

W tym roku urzęduję głównie na Wykop.pl , ale też tylko pod tagami filmowymi, fantastycznymi i… kolejowymi ;)
Mam swój tag (#zlotaeravhs) , gdzie starocie z VHS-ów przypominam ;)
Np. https://www.wykop.pl/wpis/40597263/zapomniane-lub-malo-znane-filmy-ze-zlotej-ery-vhs-/
A to trochę czasu zabiera ;)

LakiLou

Cała prawda o tygodniu w jednym obrazku ;)

ZSGifMan

@free_dom

Z telefonów na karty już nie korzystałem, ale z takich na żetony dzwoniłem słownie ze 2-3 razy. Ostatni raz pamiętam nawet dobrze i to było jakoś pod koniec września 1996 roku, kiedy to dzwoniłem do domu z jakiegoś ośrodka na Mazurach, gdzie pojechaliśmy z dwoma kumplami. Miałem wtedy Peugeota 305 i zapakowaliśmy do niego masę fajnych sprzętów, m.in. starą już wtedy wieżę Unitry z czterema kolumnami, kasetowcem Technicsa i w domku na obozie w tym ośrodku zrobiliśmy sobie tak pokój, że się pół ośrodka do nas schodziło! Mieliśmy ze 100 kaset z przeróżną muzą, po kilku dniach kupiliśmy żarówkę 300 watt i farelkę, żeby zrobić w pokoju… Miami. Balangi takie były… to jedne z najlepszych moich wakacji były :)) Pobytu nie popsuła nam ani słaba pogoda, ani kur.. zimnica, ani też to że złapaliśmy gumę i pod koniec do kompletu… wysiadł akumulator. Ale co się nabaletowaliśmy, to nasze, poszalałem tam po podjeździe, w sumie po boiskach też urządzałem rajdy jak tylko nie było nikogo z kadry,, śmigaliśmy do pobliskiego miasta wąskimi, krętymi, leśnymi dróżkami między jeziorami po 100 na godzinę :D Ludzie mieli nie raz nie dwa całe życie przed oczami wtedy, hehe! Raczej te same osoby dwa razy z nami lub ze mną nie jeździły ;P

     

> A pamiętasz jeszcze żywność na kartki?

Nooo ba!
Nawet powiem więcej – nie tyle dobrze pamiętam, co nawet kupowałem. Brat (nieco młodszy, w sumie kilka latek:) urodził się niedługo przed stanem wojennym, ja już wtedy byłem małym smykiem, a wtedy dzieci (zupełnie) inaczej się chowało niż teraz i mały kilkuletni kajtek nie był niedojdą jak dzisiejsze nastolatki, więc jak trzeba było w stanie wojennym śmigać po mleko do SAMu dla braciszka, to mama nawet nie miała wątpliwości kogo po nie wysłać ;) I chodziłem do sklepu, po mleko w szklanych butelkach z dużą szyjką zatykane kapslem z grubej folii aluminiowej. Potem było mleko w folii, ale to już chyba znieśli na nie kartki, tego akurat aż tak dokładnie nie pamiętam. Pamiętam dobrze natomiast, że np. cukier był na kartki od dawna, tzn. ja to tak pamiętam i na kilka lat przed owym stanem, kiedy to praktycznie wszystko było reglamentowane od mleka, masła, mięsa aż po kurtki, buty i co tam jeszcze.
Mój ŚP dziadek jak kilka razy potrzebne było mleko po godzinie milicyjnej zabierał mnie na "wycieczki" i przemykaliśmy się przez zaspy śniegu opłotkami i znanymi nam skrótami do jakiegoś gospodarza po świeże mleko od krowy! To były emocje i jaka frajda :D
A gamonie w kamaszach zamiast pilnować wrogich sił kapitalistycznej reakcji, to pili wódę przy koksownikach, albo już nawet spali w SKOTach…

     

Na wakacje faktycznie może tu trochę przygaśnie, już prawdę mówiąc nie pamiętam dokładnie jak było to w zeszłym roku, ale po wakacjach zaczynamy z przytupem – liczę na Ciebie! :]
     

ZSGifMan

@free_dom

Doceniam szczerość i prawdomówność, dzięki :)
To konieczne do owocnej rozmowy, bo jak rozmawiać z kimś kto buja w obłokach lub zwyczajnie zmyśla?

Wbrew temu co się ciągle słyszy za komuny, czy nawet w samym stanie wojennym sklepy nie były całkowicie puste. Owszem były sławne ogórki konserwowe i ocet, ale ja pamiętam i przynajmniej u nas w dzielnicy SAM był pełny. Tak, półki były pełne, tylko towary zostawiały wiele do życzenia. Stoiska mięsne owszem wyglądały jak po huraganie, ale reszta już nie. Było bardzo dużo pieczywa, chleby, bułki itp z tym nigdy nie było problemu, a przynajmniej u nas. Warzyw też było pod dostatkiem, a ja oczami dziecka pamiętam najlepiej nijakie słodycze, których było dosłownie pełno! Dropsy, landrynki, lizaki, ale wszystkie jakieś nieciekawe, bo ile można jeść w kółko i to samo w dodatku z barwionego cukru? Pełno było też wszelkiej suchoty, czyli krakersów i herbatników, wszelakie ciastka i ciasteczka suche w folii, paluszki słone itp. Czekolad faktycznie nie było dostępnych w państwowych sklepach, tylko u prywaciarzy po chorych cenach – czytaj raczej nie do kupienia dla zwykłego obywatela, choć niektórzy zapewne kupowali, bo jakieś zejście tych produktów było. Wyroby czekoladopodobne i wszelkiego rodzaju ciastka – wafle na bazie kakao też było mało, albo wcale. Samo kakao do picia z mlekiem to był towar mocno deficytowy, znaczy nie bywał. Owoce, to tylko nasze rodzime i było dużo jabłek, gruszek, mrożonych jakichś miksów owocowych, a to do czego jesteśmy teraz przyzwyczajenie czyli pomarańcze, banany i ananasy – tego to nawet w telewizji nie pokazywali ;p Nabiał też był obfity, ale tylko ten przetworzony, bo aby kupić wiejski twaróg trzeba było iść/jechać na targowisko. W lodówkach były całe masy serków homogenizowanych, topionych i podobnych wynalazków. Ser żółty już bardziej plasował się w towary luksusowe i mniej go było. Kefiry i jogurty były, nawet owocowe bez problemu i w szkołach też do kupienia w sklepikach. Jajek było w huk, jajecznice i omlety nie były żadnym problemem, zupełnie jak mąka, której było pod dostatkiem, ale najzwyklejszej, z której mama i babcia mówiły, że nie da się piec i załatwiały sobie jakieś lepsze. O dziwo, pomimo iż cukier był na kartki, to jednak cukiernie i lodziarnie nie klepały biedy i były pełne pączków, bez, kremówek i reszty ciast, a na lody można było iść zawsze mając w kieszeni jakieś monety ;)
Jakieś soki nie pamiętam jak, ale były chemiczne syropy "owocowe", masa oranżad i podróbek coli w butelkach zwrotnych 0,33L. Do tego wody mineralne w butlach szklanych, litrowych. Tego było pod dostatkiem to piliśmy ile się dało i pieniędzy starczało :)

Kolorowe karteczki – prawdę mówiąc nic mi to nie mówi.
Z kolorowych przedmiotów w szkole to pamiętam kredki, ale nie takie zwykłe świecowe czy tradycyjne drewniane, tylko kredki jakby całe z plastiku o połyskliwej i błyszczącej powierzchni zewnętrznej. Temperowało się je jak tradycyjne drewniane, ale rysowały całe jak świecowe. To był czad wtedy, tylko ze dwie-trzy osoby w klasie takie miały, ja niestety nie :(
Z kolorowych były też długopisy rewolwerowe, tzn. grubsze od zwykłych o wielu kolorach np. 4, 6, 8, 12 i każdy kolor ładowało się takim suwakiem z boku, działały jakby rewolwer tylko bez bębenka.
Uf, tyle gadania, a pewnie nic nie wiadomo, ale znalazłem zdjęcie.


To było wtedy coś, ale choć to akurat było ogólnodostępne i było wszędzie, to jednak nie każdy taki miał, bo nie były tanie.
Ja jeden miałem :)

     


Wszystkiego dobrego!
     

Montagos

@ZSGifMan
Ja do dziś mam w kopercie schowane zebrane kartki na żywność i inne artykuły z tamtych czasów ;)
Z niektórych tylko środek został, inne prawie całe (chyba nie można było w danym miesiącu wszystkich kratek z nich wykorzystać). Chyba takie na buty, mydło…
Pamiętam jak w mięsnym ekspedientki takimi dużymi nożyczkami odcinały z "mięsnej" kartki kratki z odpowiednią wagą kupionego mięsa czy wędlin.
A potem chyba wklejały je do zeszytu.

Pamiętam też jak ojciec załatwiał sobie dodatkowe kartki na benzynę – był taksówkarzem i oficjalny przydział był za mały.
A potem trzeba było swoje odstać w kolejce po paliwo – tańszą benzynę "niebieską" (78 oktany) lub droższą "żółtą" (94 oktany) , chyba że była tylko ruska czerwona benzyna ( z 86 oktanami?)…
Zawsze miał znajomości, nawet po Czarnobylu zdobył porcję płynu Lugola, jeszcze przed przyznaniem mi oficjalnie mojej porcji.
Potem przez lata zapasowa buteleczka stała w lodówce, na wszelki wypadek drugiego Czarnobyla.

Mam przed oczami z tamtych czasów sklep "komercyjny" mięsny gdzie można było wtedy towary kupować bez kartek – tylko już nie wiem czy był to sklep tylko dla górników, czy może trzeba było w nim płacić dolarami jak w PEWEX-ie.
Tylko z zewnątrz go widziałem, więc nie wiem jakie "cuda" tam mieli ;)

@free_dom
Ja z komórki pisałem na czacie telegazety tv Polsat, aj, drogi był każdy wysłany tam SMS… Gdzieś tak w 2001/02 roku…
Setki ludzi tam było, czasem tekst był na ekranie kilka sekund, tak szybko następne wjeżdżały.
Pod koniec popularności czatu można nawet było rysować, różne znaki specjalne formatowały pojedyncze litery w różnokolorowe figury geometryczne.
I z nich tworzyło się obrazki.
Potem czat opanowała patologia – żony i kochanki więźniów do nich pisały przez telegazetę do aresztów / więzień.
Nawet o tym, co jakiś świadek zeznawał, i co adwokat radzi mówić…
To był wynalazek – grypserski serwis TV Polsat :D

A co do budek, to tak testowo parę razy wysłałem z nich SMS-a gdy wprowadzono w nich tę możliwość :o

••••••••••••••••••••••

Co do sprawdzania płci na Filmwebie, wciąż jeszcze istnieje taka możliwość w zakładce "Blog".
Na szczęście to nadal jest strona ze starego profilu, i nawet jeśli ktoś nic tam nie napisał, to i tak jest pokazywana belka techniczna z wyświetlonymi znaczkami płci – ♀♂.
Dopóki "Bloga" nie zmienią lub nie zlikwidują… :P

A płeć chcą pewnie do statystyk, bo jedyna jej obecna oznaka to FW avatar z męską i damską głową.
Ale jak się już wgra własny, to już płeć nie jest już nigdzie zaznaczana. :/

Esoteric

@BuziakL No to cześć. Przypałętałem się tu zgadnijcie z jakiej innej strony. Od jakiegoś czasu odczuwam tam stagnację, więc postanowiłem pojawić się tutaj. Przyjemnym doświadczeniem będzie ocenianie wszystkich filmów od nowa, będzie to moment, w którym będzie mi dane zastanowić się nad niektórymi ocenami – czy rzeczywiście powinny takie być.

Niestety jest czwartek, ale jak wszyscy wiedzą, czwartek to mały piątek. Więc: miłego małego piątku życzę!

ZSGifMan

@Montagos

Z kartek to pamiętam doskonale ich wymiary, wygląd i kolory, ale jakoś już niezbyt które były na co.
Najlepiej pamiętam takie błękitne z jasno niebieską tabelką, były też jakieś jakby pomarańczowe, różowe i chyba zielone. W środku była tabelka do wypełniania/podstemplowania i wycinało się odcinki dookoła. Nawet pamiętam jakoś pod koniec lat 90-tych jak wezwany do zadania bojowego robiłem porządek w piwnicy u rodziców, to miałem chyba jakieś z nich, ale głowy nie dam, nigdy ich jakoś specjalnie nie lubiłem i dlatego pewnie nie kolekcjonowałem. Lecz podejrzewam, że jednak jakieś mogę mieć, tylko gdzie…?

Kartki na benzynę – hehe, te to pamiętam doskonale, bo ciągle trzeba było kombinować "wachę" do komarka, żeby sobie z kumplami pośmigać po mieście :)) Niestety nie miałem na tyle szczęścia i majętnych "starych" żeby mieć upragnioną motorynkę, ale komarka miałem i to nawet nóweks. Wiele się nie dało na nim jeździć, bo rodzice niezbyt pozwalali, gdyż wiedzieli doskonale jak szalejemy na nich po mieście. Dużo też benzyny nie udawało się skołować, ta z przydziałów kończyła się szybko, za szybko. Do tego miałem pecha (i sporo szczęścia w nim też) i niebawem wysypałem się nieszczęśliwie na tym motorku i skończyłem w szpitalu z fatalnym… złamaniem otwartym nogi. Do dzisiaj mam bliznę, ale na szczęście goiło się jak na psie i nigdy mi to potem nie utrudniało życia ani sportu. Fuks w pechu ;)
Długi czas miałem oczywisty szlaban na ten pojazd, to i śmigaliśmy na rowerach, bo reszta kumpli pozajeżdżała w międzyczasie te wspaniałe sprzęty. Mój stał i czekał jak po paru latach pod koniec 80-tych już niezbyt dało mi się zabronić znowu jeździć tym pojazdem i znowu dorwałem się bezmyślnie, by po krótkim okresie szaleństw… ponownie wylądować w szpitalu, tym razem jeszcze poważniej, bo ucierpiała znacznie pusta głowa. Warto dodać, że wtedy nikt nie używał kasków, więc kara za lekkomyślność była dotkliwie bolesna.
To były moje ostatnie przygody z jednośladami, a samochody okazały się dla mnie bardziej przyjazne :)
Jak się tak nad tym zastanawiam wspominając stare dzieje, to miałem wtedy przysłowiowo więcej szczęścia niż rozumu, bo kilku kolesi poległo w czasie podobnych szaleństw…




@free_dom

> A może jeszcze pamiętasz czarno-białe telewizory,czy to już nie twoje czasy?

Bardzo mnie zaskoczyło to pytanie i raczej miało być nie do mnie, bo pisałem że nasze pierwsze telewizory były właśnie czarno-białe, a pierwszy kolorowy to dopiero późno, bo praktycznie na sam koniec lat 80-tych. Nawet zdjęcia były. Zapewne pomyłka :)
Tak, doskonale pamiętam czarno-białą telewizję i w kontraście do tej kolorowej miała o wiele większą rozdzielczość. Oczywiście kolorowe telewizory nadrabiały to właśnie kolorami, których brak na wersjach cz-b był dosyć męczący, jednak oglądając na co dzień swój cz-b telewizor i idąc do jakiegoś kumpla, którego rodzice mieli kolorowy czułem się jakby oglądać te filmy (zazwyczaj z VHS) przez jakąś firankę. Przedziwne uczucie, ktoś to pamięta?
Tak, lubię filmy z lat 60, 70 i 80-tych. Zarówno polskie jak i zagraniczne. Czasem dużo oglądam sobie z żoną, która tez lubi takie klimaty i robimy sobie wspominki minionej epoki połykając np. jednego dnia cały serial 'Alternatywy' ;D Bardzo lubimy też inne filmy, jeden z naszych pewniaków to "Nie lubię poniedziałku" oraz "Żona dla Australijczyka", ja osobiście uwielbiam też "Pieczone gołąbki" i "Hydrozagadkę". "Dzięcioł" też jest naszą pozycją :)

Mnie najbardziej martwi jak ludzie się bezmyślnie dają robić w konia jak np. wtedy, gdy manipulowano cenami cukru, a nieco później i całkiem nie tak dawno cenami masła. U mnie w domu zwyczajnie ograniczyliśmy jego spożycie, a pod koniec nawet zapowiedziałem, ze więcej nie kupujemy, no ale były bitwy i ludziska się rzucali na super drożyznę jak na jakieś okazje nie z tej ziemi. Potem oczywiście szybko się wszystko rozchodzi po kościach i ludzie zdają się już o tym nie pamiętać wcale a wcale.
Teraz słyszę, że pietruszka kosztuje nawet 20 zł! Ja wiem, ze to główny składnik tzw. włoszczyzny i standardowy dodatek do większości zup, ale trzeba się opamiętać i nie napędzać tego obłędu. Z drugiej strony biedni rolnicy, którzy w obliczu suszy, a teraz powodzi potracili swoje plony, ale i tak lwią część tych astronomicznych cen zgarniają cwani pośrednicy, którzy z jednej strony nie chcą płacić więcej rolnikom, z drugiej chętnie skorzystają z okazji łupiąc klientów w sklepach. A przecież na sam koniec sklepy też coś muszą z tego zarobić…
Główny składnik mojej diety to jednak mięso i pieczywo, więc pozostaje mi się tylko cieszyć, że ich ceny są ciągle na jakimś sensownym poziomie i nie podskoczyły drastycznie, bo to byłby spory cios.

Kolorowe karteczki, to gdyby nie te zdjęcia, to nie wyobraziłbym sobie ich nawet. Zupełnie takich nie pamiętam, nie kojarzę, to chyba nie były moje czasy, ani już nawet pewnie mojego brata też, bo wtedy bym pewnie widział u niego podobne, a nie widziałem żadnych takich. Ale każde pokolenia ma jakieś swoje "rzeczy" i zastanawiam się co pokolenia kolejne będą wspominały z łezką w oku? Biebera? ;p A może smartfony, bo niebawem czeka nas coś innego?




@BuziakL

Buziaku! Gdzie Ty jesteś??
Zobacz jaka ciekawa 'wspominajka' się zaczęła, a Ciebie nie ma…
     

ZSGifMan

@free_dom

Dzisiaj bylem sobie w sklepie i pietruszka miała cenę… 19,99zł! Masakra jakaś, ale leżały trzy pełne koszyki i jakoś nie było na nią chętnych. To akurat dobrze, bo świadczy o tym, że ludzie nieco zmądrzeli i nie rzucają się na produkty, których cena rośnie. Ja rozumiem doskonale, że to wina takiej pogody jaką mieliśmy i braku deszczu, no ale żeby aż tyle?! My najwyżej nie zjemy sobie tej białej marchewki, ale rolnicy dostaną po tyłkach, w sumie to pewni już bardzo dostali, a sklepy tylko dealują i inkasują pieniądze. Może tym razem choć trochę rozdzielą się koszty właśnie i na nie i może zobaczą jak to miło, gdy klient nie dał się wyrolować, bo zazwyczaj to oni nas robią w bambuko.

Zupełnie nic się nie stało, nie przejmuj się, ja nie mam żadnych pretensji, tylko się zdziwiłem. Wiem doskonale jak to jest kiedy człowiek czyta i odpisując później coś pokręci wywołując zdziwienie, a czasem nawet pretensje, bo sam też jestem nieraz zakręcony i ile się muszę naprzepraszać i natłumaczyć, że to nie było specjalnie. Ale to na szczęście tylko tym co mnie nie znają, bo ci drudzy wiedząc o tym mają dużo wyrozumiałości i cierpliwości. Na szczęście dla mnie ;)
Też lubię sobie poczytać co u innych i jak widzą świat, a najbardziej to wspomnienia!. Te wprost uwielbiam i sam bardzo chętnie w granicach rozsądku i zachowania pewnej prywatności się dzielę swoimi. Uwielbiam też pasjami wszelkie programy historyczne i techniczne, nawet mam pewien wyjątek jak chodzi o jutuberów, bo potrafią być tacy, którym zwykły dziennikarz brukówki czy bulwarówki do pięt nie dorasta! Zazwyczaj kręcą oni z wielką pasją programy motoryzacyjne o nowościach i tym co już było, Te właśnie lubię najbardziej. Bardzo podobają mi się też kanały o starych urządzeniach audio-video oraz na dzień dzisiejszy już prawie antycznych komputerach. Kiedyś czytałem tylko w internecie strony z takimi danymi i artykułami, to były czasy przed YT, teraz raczej oglądam z wielkim zaciekawieniem programy tych pasjonatów, bo widać jak ich cieszy wspominanie tego i dzielenie się tą wiedzą z innymi.

Córce nie dało się wiecznie odmawiać internetu i urządzeń elektronicznych, tym bardziej że gdyby się jeszcze słabo uczyła, to wtedy inna rozmowa by była, ale wzorowej uczennicy z czerwonymi paskami to jak odmówić? Nie da się, brak argumentów. No i dostała dawno temu najpierw tablet, potem smartfona, laptop był już tylko konsekwencją wcześniejszych. Potem kolejny smartfon, laptop zastąpił całkowicie tablet i żyje sobie po szkole w swoim wirtualnym świecie razem z resztą klasy. Z żoną żartujemy, że nasze wnuki nie będą siedziały jak teraz dzieci z wlepionymi oczami w ekrany, tylko będą leżały popodłączane do VR niczym Neo i Trinity do Matriksa ;) Można się pośmiać, ale potem przychodzi refleksja, że to jest jednak mało śmieszne i przyszłość maluje się bardzo nieciekawie i smutno. Ale taka będzie konsekwencja ogłupiania kolejnych pokoleń treściami coraz niższych lotów, zapychaniem im głów konsumpcjonizmem, a wspomniane paradokumenty tylko pokazują do czego są się w stanie posunąć nadawcy telewizyjni, żeby zadowolić coraz płytsze gusty swojej widowni! Żal, ale doprowadzą do tego, że ludzie będą tak bezmyślni, że oprócz gapienia się w TV czy grzebania palcem w telefonie nie będą w stanie nic więcej zrobić. I ciekawe co wtedy? A przecież już teraz coraz więcej zajęć, gdzie jeszcze wczoraj pracowali ludzie, przejmują maszyny, roboty, skomputeryzowane automaty… a będzie tego coraz więcej. Biada nam.

     

Jak pisałem – w granicach jakiejś prywatności bardzo chętnie rozmawiam z ciekawymi osobami, które nie tylko ciągną za język, ale i same dzielą się swoimi przeżyciami, przemyśleniami, wspomnieniami. A mój rozmiar buta to w zależności od rodzaju miary producenta (bo każdy ma różne) to jest od 43 do nawet 45! xD

     

     

Cześć.

     

ZSGifMan

@free_dom

Dziwactwa żywieniowe? Hehehe – jestem wszystkożerny! ;p
Od dzieciństwa jem wszystko, dosłownie! Zawsze byłem jedynym dzieckiem, które zajadało się… szpinakiem i nieco później brokułami ;)
Oczywiście będąc uczciwym wobec Ciebie muszę tu wpisać jedną rzecz, za która niezbyt przepadam, a mianowicie smażone ryby i jak mam wybór to ich nie jem, jednak gdy nie mam takowego i smażona ryba jest jedynym dostępnym i możliwym daniem, to ją zjadam żeby nie być głodnym! Hehe, powiem, że nawet mi czasem smakuje, ale rzadko i nawet nie wiem jakie to gatunki są, ale kilka zjadam ze smakiem. Pozostałe rodzaje przyrządzania ryb tzn. wędzone, w oleju, w occie, w majonezie, w musztardzie itd. łykam pasjami. Aha, jeszcze ryba po grecku… fuuu! Ale jak pisałem wcześniej – gdy jestem bardzo głodny i nie ma nic innego to jem nie mając wyjścia.
Reszta potraw, dań, czy jak nazwiesz inaczej te produkty żywieniowe zjadam równo wszystkie, wiadomo – różne z większym lub mniejszym smakiem, ale jak pisałem wcześniej w obliczu głodu i to wcale nie jakiegoś śmiertelnego tylko zwykłego najzwyklejszego – jem wszystko!

Jakiś czas temu, gdy 'Piotr i Paweł' jeszcze funkcjonowali, to kupowałem tam bardzo chętnie bułki ziemniaczane, tak się właśnie nazywały i bardzo mi smakowały. Potem ta sieć miała jakieś problemy i chyba padła/została przejęta, nie jeżdżę więc w tamto miejsce, bo chyba już tam nic niema. Ale a propos Szwindla ;) hehe, taki mały dowcip (Lidl), odkryłem tam bardzo podobne pieczywo jak te bułki ziemniaczane i u nich to się bodajże nazywa bułki poznańskie. Pyszne, też polecam. Chleb z czarnuszką jadam z innego źródła, ale Twoje polecenie zapamiętam i jak będę, to kupię sobie koniecznie, spróbuję i wtedy znowu o tym pogadamy.

Jak pisałem – nie przejmuj się, za takie duperele jak zwykłe zagapienie/niedopatrzenie nie pojadę nikomu mięsem! Ogólnie to staram się bardzo panować nad używanym słownictwem w sieci, choć oczywiście nie zawsze mi się to udaje, jednak na pewno nie wobec osób, z którymi piszę i rozmawiam co nieco więcej, czyli z Tobą :) Ostatnio za większe przewiny nikomu nic się nie oberwało, więc na pewno nie Tobie za taki drobiazg. Sam potrafię dosyć często czegoś nie doczytać, czy też przeczytać, ale dokładnie na odwrót, więc doskonale rozumiem i tak jak inni potrafią być wyrozumiali wobec mnie, tak i ja będę, bo muszę, hehe ;)

W Gdyni owszem byłem, słownie – raz! i to przejazdem na gdańskie Westerplatte, Monciak i sopockie molo. Chociaż patrz, nie! Skłamałem, bo byłem dwa razy, przejazdem, tego samego dnia, bo najpierw z Łeby jechaliśmy jak pisałem do Gdańska i Sopotu, a potem… wracaliśmy ;D Ale to było dawno temu.
Sam nie wiem, chyba kiedyś już ktoś wypaplał skąd jestem, sam nie wiem (i tu się drapię po głowie;). Ja ogólnie nie chciałem zbyt wiele na ten temat mówić i zawsze ucinam to Mazowszem, ale pewnie dałoby się wykopać tamte wpisy, więc uznajmy, że powiem tylko, iż jestem z tego największego miasta i niezbyt lubianego w całej reszcie naszego kraju. Oczywiście zagadka jest dziecinnie prosta i już wiesz skąd jestem, choć tego jednak niby nie powiedziałem! :P
Oczywiście żadne adresy i żadne inne dane są raczej niewskazane! Lepiej cenić jakieś podstawy prywatności/anonimowości w sieci, a adresu w otwartej wymianie zdań nigdy się nie powinno podawać, po jakimś czasie można się umówić na spotkanie w realu, ale to też w przestrzeni publicznej i potem dopiero można robić kolejne kroki. Z kilkoma osobami wymieniłem się zdjęciem, ale to po dłuższej znajomości i to że ono po dziś dzień nigdzie nie wypłynęło jest dla mnie najlepszym dowodem na właściwość wcześniejszych decyzji: kiedy i z kim. Telefonem też się wymieniałem, pisaliśmy SMS, dzwoniliśmy, mam jedną koleżankę z którą się spotkałem – przemiła osoba, piszemy i dzwonimy do siebie do dzisiaj, wysyłamy sobie MMS ze zdjęciami itp. Ja w necie zawsze piszę prawdę i zawsze podaję autentyczne wydarzenia z mojego życia. Nigdy nie wpisałem żadnej fikcyjnej ciekawostki, ani nie koloryzowałem na temat opisywanych, tak dobieram opisywane wydarzenia żeby opisać coś ciekawego (mam nadzieję), ale nie powiedzieć zbyt wiele, lecz choć piszę samą prawdę, to jednak tylko mała garstka osób, które znają/znały mnie w realu mogłyby dopasować te opisy do mojej osoby, bardzo mała szansa, że akurat spotkamy się w tym miejscu w sieci, a nawet gdyby, to raczej dalej mogę być bezpieczny, bo choć znałem kilku papli jednak raczej nie takich i nigdy donosicieli.

Faktycznie straszna tandeta zalewa teraz rynek i jest na to jedyna metoda, gdy chce się mieć cokolwiek lepszego: kupić droższe! Niby żadna dobra rada i wielkie odkrycie, ale taka jest prawda, co nie znaczy wcale, że nie kupuję tandety. Kupuję! Bo jest tania i gdy wiem, że nie będę się rozczulał nad daną tanią rzeczą i nie będę jej szanował zbytnio, to kupuję coś taniego i się tym nie przejmuję jak się szybko zniszczy. Gdy kupuję coś droższego, to bardzo dbam i oszczędzam, bo wiadomo pieniądze ciężko zarobione nie leżą na ulicy. Dlatego czasem i nie do wszystkiego, ale lubię taniochę, bo nie muszę się nad nią wcale rozczulać i jak się kończy wywalam bez żalu. Chociaż muszę powiedzieć też, że dosyć często można kupić dosyć tanio bardzo porządne rzeczy (bardzo!) i można się zdziwić, nawet mocno. Potrafiłem kupić nieraz i nie dwa jakiś tani produkt, który okazywał się 'pancerny' i służył mi latami(!), całymi latami! Jako przykład podam buty trekkingowe DK, kupiłem je sobie chyba w marcu 2006 roku za 59,99zł i chodziłem w nich kilka zim (tylko zimy bo na lata za ciepłe) aż do 2013 roku, kiedy to kupiłem inne buty, potem kolejne i kolejne… padały po sezonie dwóch, a tamte dalej były dobre, tylko nieco stare i dlatego kupowałem te nowe. Te wszystkie buty konsekwentnie zwracałem do sklepów, bo jak robią tandetę to ja nie zamierzam za to ponosić konsekwencji, niech się sami z tym bujają! A te wspomniane buty DK mam do dzisiaj, służą mi jako zapasowe-robocze np. do mycia samochodu itp. nic im nie jest oprócz tej starości.

     
Teraz właśnie u mnie za oknem:
     

     
Miłego dzionka! :))
     

ZSGifMan

@free_dom

Ależ bardzo proszę :)
Jadam ryby tylko nie jakoś strasznie często, ale jem. Najbardziej lubię takie ze słoików w różnyh sosach w stylu skandynawskim, lecz inne też mogą być. Bardzo dobre śledzie są… w IKEAi ;) Wielkie zdziwienie? Chyba żadne, bo to przecież szwedzka firma i tam mają świetne śledzie, dokładnie takie same jak Szwedzi zajadają u siebie w domach. Są też inne pyszne rzeczy, a mają ich wiele jednak warto wymienić choćby pasztety, chlebek w postaci płaskiego placka jak żydowska maca, tylko mięciutkie i słodkie, bardzo pożywne i niezwykle smaczne z serem i szynką, ale nadają się do wszystkiego!
Co lubię, jakie dania? Hmmm… W sumie tak jak już pisałem jem wszystko, ale gdy mam podać ulubione potrawy to będą to na pewno: schabowy z kapustką i ziemniaczkami; bigos; fasola po bretońsku; leczo; wszelkie zapiekanki ziemniaczano-warzywne z kiełbasą i/lub wędlinami, boczkiem itp.; pieczenie; kurczaka z rożna; kurczaka duszonego; pizza; tzw. chińskie żarcie; krewetki i właściwie wszystkie owoce morza.
Z zup to będą: flaki; rosół; pomidorowa; barszcz czerwony, biały; chłodniki; zupy owocowe, grzybowe; kapuśniak.
Bardzo lubię też parówki zawijane w naleśnikach i zapiekane w sosie pomidorowym.

Tak, to jest to chyba niezbyt lubiane miasto, niezbyt lubiane w całej reszcie naszego kraju ;)
Arkadia – dużo by tu można opowiadać, nie wiem co Cię konkretnie ciekawi? Mnie się przejadła dosyć dawno temu, bo mam do niej dosyć blisko i od momentu jej otwarcia bywałem setki razy, układ znakomitej większości sklepów znam na pamięć. Po tym jak przestałem tam bywać, jakoś ze dwa lata temu, to pojawiam się tam stosunkowo rzadko i to by było raz na jakieś 2-3 miesiące. W sumie jeszcze bliżej mam do chyba teraz, teraz bo po otwarciu nie tak dawno, do drugiego i o wiele bardziej modnego miejsca, wiesz – trendy i te sprawy, masa małolactwa, lanserów itp., czyli do „Złotych tarasów”. Zaraz po otwarciu bywałem tam też dosyć sporo razy, ale po pierwsze to miejsce jakoś niezbyt przypadło mi do gustu, ze względu na wymienianych głównych bywalców, a dwa tam jest drożej niż w innych galeriach, więc wróciłem do Arkadii, a teraz raczej omijam. Najdroższym centrum handlowym w Wawie jest chyba dosyć stare „Blue city”, tam na samym początku był prawdziwy natłok jakichś ekskluzywnych sklepów i ceny przyprawiały o zawroty głowy, nawet market jedzeniowy był znacząco droższy. No i taki trend utrzymywał się wiele lat, a jak jest teraz nie wiem, bo już od dłuższego czasu tam nie byłem.
Jako osoba mieszkająca na stałe w centrum wielkiego miasta doceniam czasem uroki przedmieścia i jak tylko możemy, a możemy często ;) to jeździmy do galerii handlowych położonych w otaczających je dzielnicach. Mamy swoje ulubione i powiem Ci, że wystarczy oddalić się od śródmieścia o jakieś kilka kilometrów i ceny odczuwalnie spadają. Jak mogę i mam okazję, to korzystam z uroków satelit warszawskich, gdzie jest cała masa sklepów, a ceny są już małomiasteczkowe. Wtedy robię zakupy na zapas, bo przecież nie jestem tragarzem i jak wrzucę do bagażnika, to same jadą, nie? :) Lepiej jak się tylko da, to jednak wozić coś konkretnego w bagażniku zamiast… powietrza! ;D
Co do wypasionych sklepów to bardzo dawno temu lubiłem Makro, ale miałem do niego (do najbliższego i jedynego wtedy) dosyć daleko. Potem, jakoś pewnie niebawem będzie ze 20 lat temu, pojawił się Selgros i przez lata uwielbiałem ten sklep za różnorodność towarów i niskie ceny na jakieś zbiorcze opakowania. Potem niskie ceny się skończyły, bo markety i dyskonty zaczęły tak trząść rynkiem, że pobicie ich graniczy z niemożliwością, ale wpadam do Selgrosa raz na jakiś czas, bo zdarzają się w nim jeszcze spore okazje do zakupu. Ja sam jestem cierpliwy, tak sądzę, a przynajmniej bardzo staram się być i wyczekuję odpowiedniej chwili by kupić coś co chcę. I tak np. w Biedrze potrafię czekać tygodniami aż pojawi się jakiś produkt. Co mam nadzieję oczywiste nie mówię tu o bułkach, mleku itp. tylko bardziej mam na myśli kosmetyki, alkohole itd. czyli rzeczy nie takiej pierwszej potrzeby, które kupuje się raz na jakiś czas, bo na dłużej starczają, albo mogą dłużej leżeć. Gdy się wyczeka odpowiednią chwilę, to wtedy kupuję na mały zapas i tak potrafię kupić markowe pasty do zębów i szczoteczki, dezodoranty, szampony czy inne płyny do kąpieli w promocji za nieraz połowę regularnej ceny. Po co płacić X za jakiś produkt, kiedy wiedząc, że bywa on raz na jakiś czas za ułamek swojej ceny i czy jest to X-30% czy X-40% czy nawet jak pisałem X-50%, można go wtedy czekając na te specjalne momenty zawsze mieć za część ceny?! Trzeba być sprytnym, nie? ;) Na pewno starać się być sprytniejszym, niż spece od marketingu myślą, że jesteśmy! Hehe!
Oczywiście wspomagam też rodzimy handel i raz na jakiś czas kupię kilka rzeczy w drobnym rodzimym sklepiku, u małego sprzedawcy, u pani/pana na bazarku itp. Trzeba pomagać takim małym przedsiębiorcom, bo oni dostają od wielkich kołchozów handlowych ostro po dupie i bez nas zginą. Lecz zawsze i wszystkiego też nie dałbym rady u nich kupować, bo czasem zwyczajnie nie mają danego produktu, który akurat chcę, a dwa to mój jakiś tam ograniczony budżet by tego jak nic nie wytrzymał. :[

U mnie straszna duchota się teraz zrobiła i słońce coraz bardziej bezlitośnie przypieka, ale… jak znam życie gdy nadejdą wakacje i zaczną się urlopy, to przestanie! Złośliwość rzeczy martwych :P

     

     

Wszystkiego dobrego na kolejny słoneczny dzień!

     

ZSGifMan

@free_dom

Pizza z krewetkami jest dobra, ale najlepsza według mnie, to taka z małżami i anchois! :)
Oczywiście z tuńczykiem też lubię, choć sam tuńczyk jest nieco suchą rybą, więc jak już coś to bardziej oczywiście przepysznego łososia, ale ten na pizzy to raczej niespotykany dodatek. No chyba, że się go samemu dołoży. Można próbować ;)
Jak chodzi o pomidorową, to ja właśnie niezbyt przepadam jak mi coś w niej pływa, oprócz jakiegoś drobnego makaroniku lub o wiele lepiej kluseczek typu zacierki. Zupa taka jak dla mnie nie może być za rzadka, a przez to sformułowanie mam na myśli żeby nie była to tylko woda zabarwiona koncentratem pomidorowym, ale też samymi pomidorami, sokiem z nich i/lub pulpą. Taka pomidorowa mocno pomidorowa, to jest pomidorowa ;D Taką lubię, bardzo!
Pizza to najlepiej z pizzerii i to też nie każdej, bo większość niestety kaleczy pizzę. Ze znanych i sieciówek to nie cierpię TelePizzy – według mnie to jest chała najwyższych lotów. Z godnych polecenia to rzecz jasna DaGrasso, PizzaHut oraz Biesiadowo. Dominium kiedyś jadłem kilka sztuk i chyba dobre były nawet, ale mam przedziwne wrażenie, że się po latach nieco zepsuły, bo całe wieki tam nie byłem i właśnie chyba tylko dlatego. Są i trafiają się małe pizzerie, które biją na głowę te wielkie kołchozy. Ja znam jeden mały lokalik, no może nawet dwa, ale ten który przyszedł mi pierwszy na myśl jest the best! Właścicielem jest Polak, który lata spędził na kuchni gdzieś na Wyspach, wrócił kilka lat temu do kraju i poszedł w gastronomię. Bywał też we Włoszech i pobrał jakieś tajniki odnośnie tamtejszych dań, bo zabrał się za temat od najbardziej profesjonalnej strony… czyli sprowadzania mąki na pizzę i wszelkie makarony z Włoch. Pamiętam, bo mi wiele razy opowiadał jak to szukali młyna i negocjowali dostawy i ceny, większość składników jest jednak z kraju, bo nie da się wszystkiego ciągnąć z południa, ale i tak ten podstawowy składnik przesądza o ostatecznym smaku, a ten jest wyjątkowy! Nawet takie głupoty jak sosy do pizzy, to jest smak i jakość jakiej nigdzie indziej nie uraczysz. Pizza jest dosyć cienka, podobno bardzo tradycyjna i dodatków też nie żałują, a teraz najlepsze… ceny jak gdzieś indziej, a wciągu dnia w czasie promocji czasowych nawet niższe. To jest według tego właściciela zmora naszych czasów – ludzie bez pakietów promocji i bez konkurencyjnych cen nie chcą kupować, nawet jeśli jakość miałaby być super wysoka i co oczywiste cena też. Przedziwne, większość lubi tani i zazwyczaj dostają za to 'tanio' co jasne – dziadowsko!

Korki to faktycznie przekleństwo, ale to już chyba każdego większego miasta. Jak tylko mogę, to staram się unikać nieodpowiednich godzin do jazdy samochodem i nawet mi się to dobrze udaje, a w reszcie sytuacji i gdy tylko pozwala na to pogoda, to śmigam rowerem. Gdy ma się coś do załatwienia niezbyt daleko i w samym centrum, bądź w ścisłym centrum, to nie ma nic lepszego i rower bije nawet komunikację miejską, która pomimo torów i buspasów czasem się nieźle wlecze. Do powiedzmy kilku przystanków rower bije je na głowę, a gdy w grę wchodzą jakieś przesiadki, to już nie ma o czym rozmawiać i nawet nie biorę pod uwagę wciskania się do śmierdzących autobusów lub tramwajów. Oprócz ułatwiania dojazdów i przemieszczania się rower jest też świetnym źródłem rozrywki i rekreacji, kilka lat temu bardzo polubiłem jeżdżenie po mieście i poznawanie nowych zakątków, o istnieniu których nie miałem wcześniej pojęcia. A to wszystko pomimo iż Wawę znam/znałem (tak mi się wydaje) bardzo dobrze. No to teraz znam jeszcze lepiej ;)
Ze stolicą związany jestem 'całe wieki'. Najlepsze jest to co piszesz – wszelkie jej atrakcje turystyczne zupełnie mnie nie pociągają i z wycieczkami szkolnymi bywałem w najbardziej znanych i najważniejszych, ale żebym sam… co to to nie. Plac Zamkowy jest dla mnie tak powszedni jak dla mieszkańca Krakowa Sukiennice, a dla kogoś z Pipidowa Dolnego rynek w jego mieścinie.
Mieszkam w takim miejscu, właściwie samo centrum, że do szkół, przychodni, sklepów, urzędu miasta/dzielnicy, Pajaca itd. jest przysłowiowy 'rzut beretem' :) Pod blokiem mam na dole biedrę, nieopodal jest kolejna, jeszcze nieco dalej następna więc niejako nie mam wyboru. Są też żaby, fresze itd. Nawet kilka kerfurów ekspres jest. Do tego cała masa innych mniejszych i większych sklepów, sklepików, dyskontów, marketów i jak ich tam jeszcze nie zwał. Wolę już tę biedrę, bo niezbyt lubię szwindla i kauflanda biorąc pod uwagę skąd jest ich kapitał i czyje łapska są ich właścicielami. Sporo kupujemy w oszołomie (Auchan), bo ma o wiele niższe ceny niż np. z tego samego kraju pochodzący kerfur. Do tego jak dołożymy wspominane wcześniej oddalenie od centrum, to ceny spadają jeszcze bardziej i naprawdę opłaca się pojechać dalej, bo zyski przy nieco większych zakupach są odczuwalne.
Z promocji to niezbyt lubię wielosztuki, czy jak to zwał, jak piszesz kup 2 w cenie trzech, albo kup 1 a drugi za pół ceny. Osobiście bardziej wolę czasowe promocje ze zniżką ceny, bo nie zawsze potrzeba kilku takich samych rzeczy, ale gdy nie ma wyjścia i promocja jest opłacalna, to biorę na zapas. Co do żabek, to całkowita zgoda – tam jest cholerna drożyzna i to raczej tylko i wyłącznie doraźne zakupy najpotrzebniejszych i brakujących w danej chwili produktów. Np. takie gumy Turbo kupiłem ostatnio w oszołomie po 30 gr za sztukę, patrzę kilka dni temu w żabie… tam są po 60gr! 100%!! Granda w biały dzień, ale co zrobić?!

Przykro mi, ale nigdy nie przepadałem za czytaniem książek, co nie znaczy, że nic nie czytałem. Jak już czytałem kiedyś to zazwyczaj Alistaira MacLeana, chyba Kena Folletta też, nie wiem, niezbyt pamiętam. Z beletrystyki było też kilku innych, najbardziej miło wspominam z dzieciństwa czytanie „Komu bije dzwon’ i jeszcze jedna o działaniach wojennych podczas II WŚ,a le nie pamiętam niestety tytułu. Zapewne mało książek przeczytałem, mniej niż inne mole książkowe, teraz lubię literaturę popularno-naukową, uwielbiam Stevena Hawkinga. Z racji zawodu czytam też literaturę… techniczną, jednak zazwyczaj tylko w PDFach. Oczywiście lektury w szkole się musiało czytać, ale jakoś w średniej przerzuciłem się na… streszczenia, hehe ;D

     

     

ZSGifMan

@free_dom

Właśnie ja z ryżem pomidorowej niezbyt lubię, aczkolwiek jak już jest, to jadam. Co do makaronów, zwanych też potocznie kluskami, to ja jem, ale nie jestem fanem. Według mnie kształt makaronu zupełnie nie wpływa na jego smak no chyba, że taki w płatach do lasagne, ale to jest chyba na niego tzn. na ten makaron zupełnie inne ciasto. Rosół z kostki jest tym samym co mleko w proszku, dobry ale tylko jako dodatek do czegoś innego. Też jestem zdania, że porządny rosół musi mieć odpowiednią 'bazę', czyli musi w nim coś konkretnego pływać. Inaczej to nie zupa, musi być jakich gnat i kawałki warzyw.
Za PizzaHut jakoś strasznie nie szaleję, całe lata tam nie byłem, a opisywana moja opinia tyczyła się raczej tego co o niej pamiętałem z lat 90-tych i początków 2000. Wtedy byłem tam ostatni raz, bo jak wspomniałaś – jest drogo. Ristorante Dra Oetkera lubię, jadałem wiele razy, Guseppe też, Rigga owszem bardzo mi smakuje jak na mrożonki oczywiście i zawsze jak tylko mogę staram się 'rasować' pizze, lub inaczej mówiąc – poddać ją tunigowi ;) Wtedy dokupuję ser, szynkę, salami i co tam tylko jeszcze zamarzy mi się na niej i dokładam, dokładam, dokładam aż taka domowa pizza uzyska grubość ze 3 cm. Ostatnio tzn. jakoś z miesiąc temu żona musiała zostać dwa dni pod rząd dłużej w pracy i na mnie spadł obowiązek karmienia pociechy, ustaliłem z nią, że chcemy pizze rasowaną i taką też zrobiłem. Dziecku smakowała tak bardzo (mocno serowo-szynkowa wersja), że na drugi dzień zażyczyła sobie powtórkę! No i dostała :)

Mieszkam w centrum w wieżowcu kilkunastopiętrowym… praktycznie na samym dole. Nie, na cale szczęście nie parter, choć tu by było ciężko, bo mieszkań brak i tylko handel, usługi i gastronomia. O dziwo mam windę, a nawet kilka do wyboru do koloru. Wcale się nie rozkręcam, bo już jestem rozkręcony ;) Jakoś więcej pisać z ludźmi na forach ogólnych zacząłem jakieś 2-3 lata temu i gdyby nie to, że zawsze piszę jak jest naprawdę, lub pomijam coś czego nie chcę powiedzieć, to już bym nie wiedział co komu mówiłem, w sumie tyle tego było, że właściwie pamiętam tylko z grubsza. Śmiało się dzielę takimi opisami jak blok, zwyczaje żywieniowe, upodobania sportowe i rozrywkowe lub rozmiar buta, bo z takich danych nawet i umysł księdza Mateusza nie poskładałby portretu psychologicznego! ;p Nie mówiąc już o dopasowaniu do niego danych osobowych i adresu, hehe.
Mam też ciągłą styczność z małym miastem, w sumie to średniej wielkości miasteczkiem, bywam też nieraz w małych mieścinach i lubię klimaty ciszy, spokoju jaki tam panuje i tego całego sennego życia jakie wiodą ich mieszkańcy. Nie przeszkadza mi też jakoś bardzo zgiełk wielkich aglomeracji, ale wszystko zależy oczywiście, gdzie się mieszka. Moja 'wieża' stoi w takim miejscu, że na jedną stronę jest wielka ciągle stojąca korkiem ulica, z drugiej mały skwer/park i jest cisza. Ale tylko do pewnego piętra, bo wyższe i najwyższe 'widzą' już ponad innymi budynkami kolejne wielkie równie zapchane ulice. U nas nisko przez okna widać w okresie zielonym tylko drzewa – mieszka się niczym w parku! ;) To jest super! Pozostała część roku… no niestety widać już parkingi, samochody i budynki za tym parkiem usianym kikutami drzew bez liści. Szkoda wielka, że nikt nie pomyślał o jakichś iglakach, ale te w miastach są raczej rzadko spotykanie, niezbyt popularne.

Jazda rowerem to nawet nie tyle wymaga kondycji i zaprawy, bo to rzecz jasna też, ale zawsze potrzebne jest rozplanowanie trasy i rozłożenie sił. Jak jadę na dłużej i dalej, to unikam szybkiego ruszania, staram się jak najmniej hamować i jak chyba pisałem w ostatni weekend, czyli tydzień temu, stuknąłem 45 kilo. Żaden wielki wyczyn teraz przy odpowiednim planowaniu sił, bo wcześniej około 40 to ledwo do domu wracałem, ale tempo miałem konkretne i jak się okazuje za duże i niepotrzebne. Jak wyjeżdżam na krótko, co mi się rzadko zdarza, ale jednak, to tak cisnę, że doganiam i wyprzedzam tych modnisiów na elektrycznych hulajnogach, a one potrafią podobno jeździć od 25km/h do nawet 30. No, ale po kwadransie takich popisów muszę zwolnić, a po jakiejś pół godzinie mam już dosyć. Poza tym jest pewien zakres prędkości, który praktycznie nie męczy jadącego i gdy mamy w miarę równy teren, a nie jakieś góry-doliny, to jazda jest bezwysiłkowa i efektywna. Zwiększając prędkość dochodzimy do pułapu, gdzie wysiłek staje się niewspółmiernie duży do zysku na czasie przejazdu. Po kilku latach wreszcie do tego doszedłem ;)
Niedawno kupiłem sobie jakieś tandetne lampki (taniość;) byleby tylko świeciły, a świecą dobrze, to mogę jeździć po ulicach na legalu, bo wcześniej przez lata przemykałem nocami niezauważony. Jak wyjeżdżam pojeździć popołudniem, to nieraz wracam późną nocą i jest ciemno od dawna. Polubiłem jeżdżenie w nocy, bo wtedy wszystko wygląda inaczej, miasto ma swoje drugie oblicze. Zimą też jeździłem wiele razy, ale to w młodości, czyli całe lata temu. Rower odstawiam jakoś w listopadzie i wyciągam w marcu jak pogoda zaczyna dopisywać. Mam znajomego, sąsiada, który śmiga góralem w zimie i ostatnio (styczeń-luty) nagabywał mnie na takie jazdy. Twierdził, że pogoda jest świetna, bo jest około 2-3 stopni i nie będzie z nosa leciał taki 'glut' jak przy zerze i mniej. Maniak…

Korki korkami, ale jak ludzie nawsiadają do samochodów i wyjadą na ulice w tej samej chwili, to tak musi o niestety wyglądać. Jednak wykopy, lanie betonu, asfaltu, wieczne objazdy… gdzie by się nie ruszył ciągle coś grzebią i pomimo że mam świadomość ukończenia po wielu miesiącach gmerania jakichś prac, to zaraz zaczynające się nieopodal sprawiają wrażenie nieustannego jednego wielkiego remontu! Masakra, gdy do tego dołożyć jeszcze autobusy, samochody i upały. Ten żar lejący się z nieba w połączeniu ze spalinami, choć teraz i tak spaliny są niczym woń kadzidełek w porównaniu do tego, co było jakieś 20-30 lat temu. Pamiętam czasy kiedy ruszający z przystanku Ikarus zostawiał stojących na nim ludzi w tumanach toksycznej czarnej chmury… to były czasy(!), teraz nie ma co narzekać, bo jest bajka i sto razy lepiej! Jak nie tysiąc :)

W kinach widziałem sporo filmów, to temat na osobny post. Miałem spora przerwę w chodzeniu i to było jakoś do 2004 do 2010. Wtedy to kumpel oznajmił, że jego żona dostała z pracy vouchery i trzeba je wykorzystać, bo nie ma nić gorszego niż marnotrawstwo. No i chodziliśmy na filmy od 2010 do 2016, ale jak wszystko – skończyło się. Od tego roku nie byłem w kinie na niczym i choć mnie oczywiście stać, to jednak sam i z lenistwa nie chodzę. Powszechność serwisów streamingowych i tych spod znaku przepaski na oko zazwyczaj ;) powodują, że nigdzie się nie ruszam. Dużo filmów w ten sposób oglądałem w latach 2016-2018, ale teraz jakoś już mnie to mniej kręci i ciężej się zebrać do oglądania. Ale staram się.
Co do napadania za jakieś zachowanie, to raczej nie ja, ale pod warunkiem, gdy wychodzi to podczas zwykłej rozmowy i nie jest tematem przechwałek, propagandy itd. Oczywiście nie mogą to być też jakieś karygodne zachowania, ale nie będąc zakłamanym i mając na uwadze to, że mam świadomość, iż sam nie jestem święty, tym łatwiej mi przymykać oko na cudze jakieś tam wyskoki.
Czytanie streszczeń – nic wielkiego, nie wiem czemu miałaś taki zgryz, ja pamiętam u mnie cała klasa się tak ratowała, bo raczej nie było asów i chętnych na czytanie jakichś mądrości pokroju Ferdydurke… hehe! Polonistka w technikum puściła nam na VHS, cała klasa płakała na zmianę z zażenowaniem. Ona sama też nie oczekiwała po nas niczego więcej. Moja córa, wzorowa uczennica i posiadaczka czerwonych pasków ostatnio w natłoku różnych zajęć stwierdziła, że przerzuca się na streszczenia, bo nie ma czasu na czytanie lektur. Doskonale wiedząc z żoną, że ma całkowitą rację nawet nie podjęliśmy tego tematu.

     

     

KRCK

Dobry wieczór.

@ZSGifMan "Ale musisz jeszcze nam tylko powiedzieć o której godzinie stałeś przed tą kamerką i machałeś nam… parasolką? :D"

Plucha była, to oglądałem filmy. ;)

@Montagos Cześć, kope lat chciałoby się napisać. ;) Anegdota o Telegazecie pierwsza klasa. Sam kiedyś sprawdzałem wyniki meczów :D jeszcze w czasach, gdy internet nie był powszechnie dostępny. Pamiętam też, że były seks-czaty. xD

BuziakL

@KRCK @Michael_Corleone @LakiLou @free_dom @ZSGifMan @Esoteric @Montagos i inni z forum, cześć Wam wszystkim.
Przewijam stronę i przewijam, by zobaczyć, kiedy pisałam ostatni raz i nie mogę dotrzeć do tego miejsca :D !
Jejku ile zaległości.. ale nadrobię.

Życzę Wszystkim świetnego dnia, u mnie istna patelnia, ale jest fajnie. Po pracy idę na działkę.

Michael_Corleone

@BuziakL

Sprowokowała mnie Pani do dyskusji na temat Big Brothera a gdy się rozpisałem to zniknęła Pani bez śladu
a moje wywody stały się obiektem kpin :-))
Cieszę się, że Pani wróciła i mam nadzieję, że przerwa wynikała z nadmiaru obowiązków i sukcesów życiowych a nie z problemów.

BuziakL

@Michael_Corleone w temacie BB oczywiście napiszę, już ostatnim razem czytałam obszerną analizę z Pana strony, ale niestety nie miałam czasu odpowiedzieć :(
W tym tyg. zobaczę, co tam się zadziało, czekamy na finał!
Moja przerwa była spowodowana pracą i tym, że jest wiosna, więc każdą chwilę staram się wykorzystać poza domem, dzieciaki też ze mną wychodzą, dotleniają się..Oj długo, by pisać.
Pozdrawiam gorąco i do napisania :)

LakiLou

@BuziakL

Ostatnio bardzo często ich widuje, ale mam nadzieję, że jutro już nie, bo normalnie nie wytrzymam już tych upałów. Lubię gdy jest ciepło, ale bez przesady :D Nawet pieskowi mojemu nic się nie chce :D

ZSGifMan

@free_dom

Owszem kształt makaronu ma znaczenie, ale moim zdanie tylko optyczne, bo w przypadku, gdy będą wykonane z takiego samego ciasta kilka różnych próbek o różnych kształtach, to finalnie oprócz walorów wzrokowych smak będzie przecież dokładnie taki sam. Oczywiście nie pasują świderki czy motylki do lasagne, nie mówiąc już o spaghetti, ale w zasadzie makaron o kształcie płatów (lasagne) i nitek (typ spaghetti) załatwiałby sprawę całkowicie i według mnie nie musiałoby być wtedy pozostałych kształtów, no ale skoro już są, to niech będą ;)
Pizza mrożona pod warunkiem, że nie będzie 'polepszona' całą paletą konserwantów zapewne nie będzie się wiele różniła wartościami odżywczymi od tej świeżej. Różnica będzie natomiast i to zapewne duża jeśli chodzi o smak, bo niestety operacja mrożenia zmienia smak produktów i wprawne kubki smakowe to wyczują. Nie mówię tu już nawet o jakichś specjalistach kulinarnych, ale zwykły świadomy smaków klient jest w stanie bez większych problemów rozróżnić świeżo upieczony chleb czy bułkę od tego odgrzanego po rozmrożeniu. Sytuacja nieco się komplikuje, gdy zamrozimy surowe ciasto bądź zaczyn i dopiero po rozmrożeniu pieczemy lub przyrządzamy ciasto i też pieczemy np. chleb. Wtedy jest już gorzej i trudniej poznać różnicę, zapewne jakaś jest, ale tu już nie każdy ją wyczuje. Właśnie na tym żerują/bazują dzisiejsi sklepikarze spod znaków dyskontów i mrożą na potęgę co tylko się da. Nawet w McDonaldzie frytki są mrożone w workach, nie wspominając o reszcie 'gratów'.

Zazwyczaj się żałuje, że mieszkasz dosyć nisko, bo wyżej to i widoki lepsze, powietrze pewnie nieco czystsze, bo cięższe zanieczyszczone zalega niżej, a i hałasów też mniej, bo jak pod oknami się pijaki tłuką, albo na parkingu jakieś przepalanie wozów i nawijanie asfaltu na koła :] to wtedy i harmider niżej większy i spaliny, a na to wspominane 11 piętro nie dolecą raczej. Są jednak chwile, bardzo rzadko, ale są, że się docenia mieszkanie nisko i to są chwile, gdy… jest awaria prądu! ;D Wtedy człowiek z całego serca dziękuje opatrzności, że nie musi śmigać jak głupi po schodach na 20-te piętro, hehe. U mnie się kilka razy zdarzało i wtedy się śmiałem pod nosem, ale to incydentalne sytuacje, a na co dzień raczej nie jest tak różowo. No, ale drzewa zasłaniają okna i jest wrażenie bliskości przyrody i obcowania z nią jak w parku. Kto by nie chciał mieszkać w parku?! :)

Mamy dwie rzeczy do wyjaśnienia: pierwsza, to zapewne nie zdawałaś sobie z tego nawet sprawy, ale jesteśmy 'pilnie śledzeni' i obserwowani przez osoby z 'innego portalu o filmach' i treści z naszych rozmów tutaj pojawiają się tam jako ciekawostki. Zadałem nawet pytanie odnośnie tego i brzmiało ono mniej więcej w ten sposób: „jakie trzeba mieć smutne i puste życie, żeby zaczytywać się i śledzić cudze?” Ale pomimo wcześniejszych wniosków z naszych rozmów i dobrych rad, to pytanie o dziwo pozostało bez odpowiedzi. Musimy chyba wziąć na to poprawkę i pisać bardziej ogólnie/powściągliwie. A już na pewno mieć świadomość, że pisanie tutaj trafia i tam!
A dwa, to temat mojej córy – ponieważ, czego się zupełnie nie spodziewałem tutaj (choć chyba powinienem) i pomimo dosyć ogólnikowego o niej wspominania, to stała się obiektem prostackiego ataku, więc mając to na względzie jestem zmuszony uciąć ten temat. To nie ma nic wspólnego z Tobą i nie bierz tego do siebie! Zwyczajnie nie powinienem nawet jej tu chyba cytować, ani też nic powtarzać co mówiła, bo te wypowiedzi są potem przekręcane i podle wykorzystywane do umniejszania mi jako ojcu. Bardzo przykre, nie spodziewałem się czegoś takiego tutaj, a jak już pisałem – zapewne powinienem. W końcu nawet takie miejsce jak tu, to przecież tylko… internety! Trudno, stało się, teraz trzeba tylko wyciągnąć wnioski na przyszłość i nie powtórzyć błędu. Od tego momentu będę o niej wspominał jak najmniej, jak już coś padnie to jak najmniej zobowiązującego, jakieś głupoty z dnia codziennego, tyle i z góry dziękuję za uszanowanie mojej decyzji.

Adresu raczej nie powinno się podawać bądź co bądź obcym osobom, zawsze najpierw wypadałoby się spotkać na jakimś neutralnym gruncie, gdzieś w przestrzeni publicznej niczym w rasowym filmie szpiegowskim lub gangsterskim;) Nie obawiam się niczyich odwiedzin, mam świadomość, że wpisane dane są na tyle ogólnikowe, że nawet policji znalezienie tego miejsca by trooochę zajęło, a co dopiero zwykłemu śmiertelnikowi, choć nie twierdzę, że się nie da, to nawet stając na głowie i znając adres nie ma taki stalker do czynienia z małym domkiem, tylko kołchozem na jak nic… kilkaset rodzin! Tak, to nie jest mały dwupiętrowy bloczek pod miastem, a osiedle na którym stoi nie składa się z dwóch czy góra trzech ;p
Ja zawsze sobie myślałem gdzieś skrycie (takie marzenie) o mieszkaniu na wsi. Nie mam tu na myśli pola do orania, stodoły i chlewu, ale jakieś odludzie z pustkami. Oczywiście mało kto wytrzyma tak długo i do tego mi się zawsze widziało spędzanie tam np. weekendów. A co, jak marzyć to z rozmachem, nie? ;)
A jak chodzi o każdy sport, to wiadomo nie od wczoraj, że… stopniowo! Stopniowo dozujemy wysiłek i ja jak zaczynałem sezon jakoś chyba w marcu, to przejechałem się niedaleko, a z każdym kolejny wyjazdem coraz dalej. Jak wspominałem wyżej, na fw nas podglądają tutaj i ja jestem tam opisany, tzn. mój obraz tam został namalowany jako… „stary Zenon na rowerze”! ;D HAHAHA! No dobra, jestem w porównaniu do innych stary, ale są starsi ;p (tak panno Agatko – są starsi ode mnie na fw!) Wiadomo i nawet przedwczoraj miałem wymianę zdań z byłym znajomym, no i on jest ode mnie kilka lat starszy, czego nie omieszkał mi setny raz wytknąć. No przedszkole się prawie kłania ;)
I droga Agasiu z fw – ten stary Zenon na swoi rowerze potrafi spokojnie stuknąć ze sześć dych na swoim bicyklu, z czego polowa lasami reszta może być asfalt, a ty?

Ubolewam nad tym bardzo, ale do kina jest mi samemu ciągle jakoś nie po drodze. Odkąd skończyły się wypady z moim kolegą, to nie mogę się sam jakoś zebrać, on ma teraz zdaje się więcej na głowie, został po raz drugi ojcem, dodatkowo jakoś żona go męczy i bidak siedzi w domu, w areszcie ;) Stare wypady się urwały. Może gdybym miał z kim i najlepiej dokładnie tak samo jak wtedy, czyli do kina zrobić na sali jakąś flaszkę, to raczej bardzo chętnie i czemu nie, ale wszyscy jakoś zalatani i nie mam jakoś zbytnio z kim. Ale życie towarzyskie kwitnie i to nieco inne, czas przynosi zawsze zmiany, skończyły się popijawy i posiady w kinie, a zaczęły się spotkania z kumplami na piwo po barach, pubach, tawernach itp. Na czwartek się umawiamy na jakieś piwko w plener, jeszcze nie do końca wiadomo kto będzie (ilu nas), ale jest pewien 'trzon' towarzystwa w wielkości 5-6 osób i ten skład raczej zawsze dopisuje. Mam nadzieję na miło spędzone boże ciało gdzieś z zimną szklaneczką w dłoni na pogaduchach ze starymi druhami :))
Tobie (i innym) też wszystkiego dobrego na ten dłuuugi weekend!

U mnie upały na całego, dzisiaj (sobota) był kolejny dzień z piekła rodem, ja jak tylko mogę to mocno trenuję przed urlopem, bo w zeszłym roku bardzo bałem się spalić na południu Europy i zmarnowałem kilka pierwszych dni na aklimatyzację, zupełnie niepotrzebnie, bo można to zrobić w domu, na miejscu. Aha, no i tak trenowałem dzisiaj i od kilku dobrych weekendów słonecznych jakie mi się szczęśliwie trafiły, że jestem cały… brązowy, żeby nie napisać, że ciemny ;D Ale do inżyniera czy lekarza jednak sporo mi dalej brakuje! XD

     

@BuziakL @LakiLou

     

     

ZSGifMan

@free_dom

A ja się jednak będę upierał przy swoim, że kształt makaronu nie ma większego smakowego znaczenia pod warunkiem tego samego składu ciasta z jakiego został zrobiony. Owszem nie każdy kształt może wszystkim 'smakować', ale w końcu pogryzione i przeżute w… brzuchu zawsze wygląda/smakuje tak samo! :P

Mnie się wydaje, że po to się mrozi pizze żeby już do niej nie ładować chemikaliów pt. konserwanty itp. Ale to moje zdanie, pewnie trochę naiwne i tak naprawdę nie wiadomo czy oni jednak czegoś jeszcze do mrożonek nie ładują?
Pieczywo jest dla mnie drugoplanową kwestią, zawsze raczej skupiam się bardziej na tym co jest na nim tzn. na wierzchu. Od bułek osobiście bardziej wolę chleb, najlepiej biały a la wiejski na zakwasie, czy też wyrobiony w ten bądź podobny sposób. Lubię bardzo ten smak lekko kwaskowy z pachnącym lepkim środkiem i suchą chrupiącą skórką. Bułki też jadam, ale rzadziej i mniej. Uwielbiam ciemny, twardy i aromatyczny czarny jak asfalt (bez podtekstów rasowych;) chleb pt. pumpernikiel, ale jako że jest zbójecko drogi pozwalam sobie niezbyt często. Zazwyczaj wspomniany wcześniej swojski, wiejski, chłopski – jak go tam jeszcze zwał…
Co do fastfoodów i śmieciowego żarcia to owszem korzystam jak mogę, jak mam ochotę, jak jest mi po drodze, ale to wypada mi jakoś góra raz-dwa w miesiącu. Są też takie (miesiące), że nie bywam wcale. Miałem nawet okres w swoim życiu tak ze 2-3 lata to trwało, że omijałem szerokim łukiem, ale wtedy byłem mocno 'usportowiony' i to dlatego. Przez ten czas moje dożywianie się na mieście ograniczało się do patentu jaki sobie sam wymyśliłem na poczekaniu: jadłem sałatki warzywne i przetwory serowe z wytłoczek/pudełek, a do jedzenia ich nosiłem przy sobie elegancką łyżeczkę. Była na bajerze, metalowa, polerowana ze stali nierdzewnej, mam ją do dziś :)
Gdy wróciłem do fastfoodów po tym okresie raczej omijałem już maksracza, kiedyś praktycznie tylko w nim przesiadywałem. Zawsze lubiłem jedzenie z Burger Kinga i moim zdaniem nie ma McDonald do niego żadnego startu! Od paru lat jak wpadamy na coś niezdrowego to właśnie BK i Steakhouse, albo Triple Whopper jest grany. Ten drugi to mój absolutny faworyt! Kilka dni temu wpadłem do McD na zestawik 2forU i testowałem Jalapeno Burgera z frytkami – nawet całkiem całkiem, widać że pozazdrościli BK ich Chilli Burgera. Z innego żarcia od jakiegoś roku dosyć często (tak powiedzmy raz na 2-3 tygodnie) zdarza się zrobić nadwornemu kucharzowi domowemu :) wolne przy niedzieli i jedziemy na 'chińskie' żarcie. Wtedy z córą zajadamy krewetki chrupiące – pycha! Absolutny hit i tak jej/nam zasmakowały, że nie gramy nic innego tylko to w kółko Macieju.

W Wawie szczególnie po 90-tym roku powstało sporo wieżowców mieszkalnych równych i wyższych niż 30 pięter. Wcześniej, bo jeszcze za PRL, były bloki 25-cio piętrowe, 20-22 było sporo, a niższych około 15-16 całkiem dużo. Najpopularniejszych wspomnianych jedenastek to istne zatrzęsienie jest i całe dzielnice otaczające centrum są nimi usiane. Dokładnie tak samo jak praktycznie większość miast-satelit Warszawy. Tam przeważa zabudowa blokowa i zazwyczaj są to jedenastki albo 3-4 piętrowe długie jamniki.
Z nowej fali budownictwa pojawiają się wysokie wieżowce, gdzie kilka niższych pięter jest biurowo, handlowo, usługowe natomiast w górę są 'apartamenty'. W sumie tym mianem (apartament) zwykli zwać teraz praktycznie każde mieszkanie nowo zbudowane o standardzie wyższym niż komórka na narzędzia ogrodowe ;) A zamknięte osiedla to istna plaga praktycznie każdego nowo powstałego osiedla bloków! Są takie miejsca, a jest ich dużo, że nieraz trzeba nadłożyć z kilometr żeby 'obejść' takiego gniota i dostać się do czegoś co jest po jego drugiej stronie. A przez teren rzadko się udaje skrócić, bo to tylko w ciągu dnia jak trafisz akurat wchodzącą/wychodzącą osobę. W innych wypadkach nie ma co czekać i trzeba dymać dookoła. Znak czasów…

Właśnie niedawno się dowiedziałem od jednej takiej, że czyta pilnie co tu piszę/piszemy. Oczywiście niech sobie czyta jak ma ochotę, bo ja mam świadomość publiczności tych moich wypocin, ale to pomimo tego i tak jest bardzo słabe, bo jak pisałem: jakie puste i smutne życie ma ktoś, kto śledzi cudze?! Żeby jeszcze tu zabrali głos raz na jakiś czas, to łatwiej byłoby zrozumieć, ale podczas gdy nic… to żal!
Ja też się przyznaję, że czasem coś przeczytam gdzieś jak ludzie piszą i po przeczytaniu nie odpisuję, ale to po pierwsze jest incydentalne, a dwa nie odpisuję tylko dlatego, że uznaję odpowiedź za zbędną, niepotrzebną lub zwyczajnie nie mam zdania, bądź też widzę, że nie warto się pakować w jakieś bagno, bo temat z daleka śmierdzi trollingiem albo prowokacją. Choć kilka razy pomimo takie przeczucia dałem się wciągnąć i potem zawsze tego żałowałem, bo z internetowymi śmieciami nigdy się nie wygra, nigdy! Mając jakieś zasady jesteś z góry na przegranej pozycji, a oni nie mając absolutnie żadnych i utytłają rozmówcę w gównie po uszy wraz całą rodziną oraz znajomymi. Też bardzo smutne i deprymujące, ale takie czasy. I nic na to nie poradzi, no może jedno – olewać, nie pisać i patrzeć jak sami zdychają z braku zainteresowania nimi. To jedynie pomaga i daje pewną satysfakcję. Po latach chyba już się tego nauczyłem…
Co do podawania adresów w sieci to wszystko zależy od jednostkowej dyskusji z danym rozmówcą, miejsca w sieci gdzie się ona odbywa oraz tego co się po tej rozmowie o danym osobniku myśli. Kilka razy po dyskusji na forum innym niż FW i FDB zapraszały mnie osoby do siebie i raz nawet pojechałem na umówione spotkanie jakieś 120km w jedną stronę! Wizyta była miła i skończyła się zakupem drogiego sprzętu audio :) Czasem przez alledrogo zamawiałem sprzęt po kilka tysi od człowieka płacąc mu za to 'z góry', bo po głosie i stylu rozmowy słyszałem, że człowiek i poważny i wie co mówi. Nigdy (na całe moje szczęście;) do tej pory się nie zawiodłem/pomyliłem. Ale to rzadko, przez internet łapię czasem fuchy i okazje jakieś używane i zadbane przedmioty, tylko od poważnych osób/firm, czasem wyprzedaże powystawowe, mam nawet takich parę kruczków zdobytych praktycznie za bezcen. Głównie jednak sklepy internetowe i kupuję nowe, z gwarancją i się nie pitolę jak jakaś najdrobniejsza skaza czy coś mi szwankuje/nie działa – zaraz zwracam i biorę następne nowe lub jakieś inne.

Czasy, gdy do kina chodziłem sam raczej bezpowrotnie minęły i to było raz dawno temu, a dwa młodość i nie zawsze chciałem/mogłem iść z kumplami/znajomymi, bo czasem lubiłem wybrać się do kina sam, by w pełni celebrować seans! Było sporo takich filmów, dużo byłem też z innymi i każdy taki film w kinie był inny, inaczej się go odbierało, inaczej zapamiętałem i to właśnie dlatego, że albo byłem sam i delektowałem się tym co widziałem, albo z kumplami się przeżywało, komentowało film i był wspólny ubaw. Ostatni mój w pełni analogowy film to z kumplem podczas wyjazdu łączonego prawa/wypoczynek widzieliśmy w lipcu 2000 roku 60 sekund. Nigdy nie zapomnę tego klimatu kliszy filmowej, tej palety barw i klimatu jaki bił z ekranu! A trafiliśmy dodatkowo super dzień, bo na wielkiej sali starego typu kina było nas dwóch i jeszcze tylko jakieś 2-3 osoby! To było coś! A i film był świetny, miał ten klimat.
Teraz do kina raczej sam nie pójdę, za leniwy chyba jestem, a dodatkowo filmy są albo w sieci, albo dosyć szybko trafiają do telewizji, zazwyczaj choć oczywiście nie wszystkie.
W temacie kina ostatnio poruszyłem pewien ważny aspekt – wygląd sal kinowych, w szczególności nijakie multipleksy. Kiedyś każde kino było inne, praktycznie każde miało tylko jedną salę i każda sala była niepodobna do innej, nietuzinkowa i w swoim stylu oryginalna. Dzisiaj, gdy kina są niczym biedronki, lidle czy inne gówniane żabki, owszem estetyczne lecz zupełnie nijakie, nie ma tego uczucia obcowania ze sztuką, a przynajmniej taką jaką ja jeszcze pamiętam! Kiedyś wyprawa do kina wiązała się z wyjazdem, czekaniem na film, w sali też się siedziało trochę to się rozglał człowiek po sali i podziwiał jej wykończenie, reklam wtedy nie było, przed filmem puszczali Kroniki Filmowe – i to było coś! Sama sala oświetlona przypominała bardziej teatr niż kino, były prawdziwe perły i moje ulubione kina właśnie z powodu wystroju takiej sali. Odbiór filmu w takim otoczeniu był zgoła (całkowicie) inny niż w nijakiej sali kolejnego muitliklesku, gdzie każda kolejna (sala) jest nijako podobna do wszystkich innych pozostałych. Brak indywidualności, brak polotu, brak tego czegoś, brak dobrych wspomnień… smutne. Smutne niczym kolejna jazda autobusem miejskim zamiast przejazdu jakimś komfortowym i niewidywanym na co dzień autokarem. Dla mnie to duża różnica, ale takie czasy, wszędzie masówka i szybko, szybko, więcej i więcej i… chciałoby się napisać 'taniej', ale to nie dotyczy kina jak sklepów, bo kina wcale nie są teraz ani wyjątkowe jak kiedyś, ani tanie! Cholerna drożyzna bym nawet powiedział. Ale co zrobić? Można tylko nie chodzić…

Długi weekend minął mi na sportowo-filmowo. Rower, piwo i filmy ;) filmy trafiały mi się 'morskie' i każdy wieczór inna historia na morzu się działa, inna walka o przetrwanie, bardzo miło wspominam ten weekend. Zacząłem od nieco średniego Groźnego błękitu, kolejny był już całkiem dobry i (podobno) na faktach Rafa, by na koniec trafiła mi się prawdziwa perła (chyba już kiedyś widziałem) z Redfordem, bardzo dobre według mnie Wszystko stracone – ten film polecam gorąco! Były też zakupy, było też niezdrowe jedzenie, ale tylko trochę. Oprócz tych wodnych filmów sporo powtórek, stawiałem na klasyki pokroju Ścigany czy nasz polski Zabij mnie glino. Bardzo lubię takie pozycje i z przyjemnością oglądam setny raz kolejne pozycje z listy ulubionych. Praktycznie wszystkie mam po latach odnowione/odświeżone w HD, kiedyś oglądane w Tv czy na VHS nieco inaczej wyglądały niż teraz na płaskim ekranie w cyfrowej jakości. A odnowione i zrekonstruowane właśnie cyfrowo potrafią być niesamowite – niektóre mam wrażenia jakby kręcili całkiem niedawno! W 2014 TVP1 pokazywała Drużynę A i oglądałem właściwie całą serię enty raz, to jakość rekonstrukcji i skanowania do HD sprawiała wrażenia jakby serial był kręcony kilka dni temu, a nie te jakieś 30 lat wcześniej! Szok, niedowierzanie… takie cuda techniki :]

U nie też upały, dzisiaj tzn. wczoraj w ciągu dnia to normalnie jakaś porażka, nie wiem ile na liczby, bo nawet nie patrzyłem, ale w nocy 15 minut po północy było… UWAGA!… 28 st.C! MASAKRA jakaś normalnie! Teraz na chwilę jakoś się ochłodziło do powiedzmy 25, mam pochmurny poranek i da się jakoś żyć, ale… zobaczymy co będzie dalej, bo to podobno nie jest jeszcze koniec!? Ech!
     

     




EDIT: 2019-06-28 02:19

Dzisiaj (tzn. wczoraj w czwartek) od rana było chłodniej, teraz wieczorem i w (piątek) nocy jest miło i chłodno. Wreszcie! :))

Właściwie to pogoda popada ze skrajności w skrajność – wczoraj jakieś 25 stopni w środku nocy, a dzisiaj niecałe… 14, zimnica straszna!

     

ZSGifMan

@free_dom

To już nawet nie to, że niech mi będzie, bo przecież możesz mieć własne odmienne zdanie, tylko tak mi się po prostu wydaje, ja to tak widzę i mnie nie robi to większej różnicy. Tak, jestem wszystkożerny, a jak jestem głodny nie ma, że czegoś nie lubię! ;)
Z reklamacjami to bardzo różnie bywa, kiedyś więcej bywałem w Lidlu, teraz o wiele mniej, ale było parę razy, że mnie też czymś wkurzyli/oszukali. Wtedy zawsze jakaś mała 'zemsta' musiała ich spotkać, dokładnie tak samo jak inne sklepy, bo tu nie ma zmiłuj i gdy kiedyś mnie oszwabili w Carrefourze, to nie tylko szedłem z paragonem się kłócić, że cena inna jest wystawiona i mnie nie obchodzą ich tłumaczenia, że 'w systemie' mają co innego, bo wiadomo: przepisy jasno mówią, że obowiązuje cena na półce, na produkcie! Oczywiście z bólem, ale zawsze musieli oddać różnicę, a jak rozmowa była niemiła i robili mi problemy zamiast zwyczajnie rozwiązać pomyłkę i przeprosić za niedogodności, to 'zemsta' gdzieś na sklepie była tym większa! :P
Raz byłem zaskoczony i to bardzo, bo niestety to ja dałem… hmm… i nie dopilnowałem w tym szwindlu zajechanym jak mnie baba na kasie oszwabiła i wśród wielu dziesiątek innych rzeczy nabiła mi podwójnie czteropak piwa, a ja wziąłem tylko jeden! Poszedłem tam niestety (jak myślałem) następnego dnia, bo zakupy miały miejsce na zamkniecie , a nawet jakbym wtedy miał jeszcze zdążyć, to już mi się zwyczajnie nie chciało, no i z paragonem podszedłem do kas i zażyczyłem sobie rozmowy z kierownikiem. Po chwili przyszła kierowniczka i ja ją pytam czy możemy zobaczyć zapis monitoringu znad kasy takiej a takiej wczoraj wieczorem między godziną taką a taką? Baba zba-ra-nia-ła!! Patrzę na nią, bo ona patrzy na mnie jak na kosmitę i jest przerażona, to ja jej zacząłem z uśmiechem tłumaczyć, że powód dla jakiego chcę z nią zobaczyć to nagranie jest taki, iż właśnie wczoraj kupowałem w tej kasie produkty i miałem jeden czteropak piwa, a na paragonie który jej właśnie wręczam są nabite dwa. Dodałem też, że według mnie jest to jedyny sposób, aby dowieść 'pomyłki' kasjera/i i abym mógł dostać zwrot pieniędzy. Nieco jej się rozjaśniło, nerwowo się uśmiechnęła i zapytała czy zamiast zwracać mi pieniądze za to piwo może mi po prostu dać to drugie brakujące opakowanie? Odpowiedziałem, że tak i że czułbym się lepiej gdybyśmy jednak zobaczyli to nagranie, bo wtedy uzyska pewność, że nie jestem naciągaczem czy oszustem i ogólnie tak będzie uczciwiej! Kobita spojrzała na mnie błagalnie i powiedziała ściszonym głosem, że nie możemy zobaczyć tych nagrań, bo ich NIE MA! Zdziwiłem się i zapytałem czy kamery nie działają, a ona tyko cicho rzuciła, że… NIE MA KAMER! Aha! Pomyślałem sobie: no to pięknie! Szkopy pozakładali swoim pracownikom w Polsce słuchawki, każdy chodzi ze swoją radiostacją, wydają sobie polecenia aby jeszcze lepiej pracować u Niemca, gdy tymczasem niemiaszek oszczędził na monitoringu i pomontował atrapy! Ale numer! Tego się nie spodziewałem! Nie powiem jaki to sklep, bo nie wiem czy kobita tam dalej pracuje, a za taką informacje raczej by poleciała na bruk.
To było ze trzy lata temu, zgrzewkę piwa oczywiście mi pani przyniosła i wyszedłem zadowolony ze sklepu, ale czy już tam są kamery tego do dzisiaj nie wiadomo?! A żeby było ciekawiej w zeszłym roku zamontowali tam… parkometry(!) i biega jakiś łepek wystawia ludziom 'mandaty' na 150 złotych, jak ktoś nie wydrukuje sobie tego biletu. Oczywiście jest pierwsza godzina za darmo, bo chodzi o to, żeby ludziska nie parkowali godzinami zajmując innym miejsce, a do tego lokalizacja tego sklepu zachęca do parkowania pod nim i załatwienia sobie innych spraw w umieszczonych nieopodal innych sklepach czy urzędach, bo ogólnie w tym rejonie jest spory deficyt miejsc parkingowych.

W maku żarcie generalnie nie jest jakieś strasznie złe jak chodzi o smak i świeżość, ale w porównaniu do np. tego wspominanego Burger Kinga to odpada już na starcie! Jedzenie z McD przypomina konsystencją tekturę, dobrze doprawioną, ale jednak. Zawsze tam najbardziej ze wszystkiego innego lubiłem frytki, które są rewelacyjne jak ich właśnie nie przesolą oraz shake’i! Te drugie to kiedyś piliśmy nałogowo i każdy weekend był wypad na frytki i shake’a. Jadało się też lody (te z polewami), też dosyć dobre, choć zapewne mało zdrowe, zresztą – wiadomo – jak wszystko tam! W pewnym momencie później odkryłem zwykłe lody bez niczego i do nich nasze frytki… to był swego czasu istny hit, znajomi kupili go ode mnie, bo lody waniliowe z średnio posolonymi frytkami smakowały niczym gofry z bitą śmietaną. A te są praktycznie dostępne tylko na Mazurach, nad morzem i festynach, więc nie mogąc zbyt często jeździć na północ kraju, a okazji do świąt w mieście nie ma znowu tak wiele… zajadało się taką kombinację ze smakiem :)
Co do soli, to ja niezbyt za nią przepadam i zawsze jak tylko mi się chce z nimi gadać i kłócić, to proszę o niesolone, ale zazwyczaj jednak odpuszczam sobie i jem solone. Dobrym sposobem (podobno) jest deklaracja przy kasie w trakcie zamawiania, że frytki mają być niesolone bo się ma nadciśnienie/uczulenie na sól itp. Wtedy oni muszą przyłożyć do tego większą uwagę niż do zwyczajnej prośby o niesolone, którą zazwyczaj sobie olewają, bo wyobraź sobie jaka byłaby afera, gdyby ktoś kto im wyraźnie zakomunikował, że na sól ma ta a tamto i prosi bez, a oni mu jednak dali w wyniku czego zasłabł/miał atak itd. coś się mu stało… no to byłaby niezła zadyma wtedy i dlatego się bardziej starają.
Sam nie wiem czy śmieciowe jedzenie jest aż takie niezdrowe i tuczące, bo jak pisałem był okres gdy jedliśmy go wiele i cały czas jestem jak kiedyś chudy jak patyk. Może to zasługa sportu, może aktywności na co dzień – nie wiem, ale coś pewnie jest na rzeczy, żeby jeść i się ruszać, bo siedząc na tyłku, to raczej koniec wiadomy – hameryka:P
Sól przestałem jeść wieki temu i sam nie wiem w sumie dlaczego, jakoś zwyczajnie przestała mi smakować. Wtedy odkryłem w sobie zupełnie inny odbiór większości rzeczy – zaczęły mi zwyczajnie inaczej i o wiele bardziej smakować! To była cała paleta nieznanych do tej pory doznań smakowych, nieznanych bo ukrytych czy przykrytych silną słoną zasłoną ;) Przez te wszystkie lata sam soli nie używam, odzwyczaiłem prawie całkowicie żonę, dzieciak się trochę buntował i podżera z solą jakieś tam rzeczy. I tak np. słone paluszki – to jest cała śmieszna i niezwykle miła dla mnie anegdotka. Kiedyś jak była mała bardzo lubiła słone paluszki, ja tłumaczyłem jej, że soli nie powinno się jeść i na samym początku z pojedynczych paluszków zeskrobywałem jej sól i dawałem samo ciasto. Po krótkim czasie efekt był taki i dokładnie jak się można było spodziewać: odwrotny(!), że mała biorąc paluszki zjadała z nich samą sól, a te gołe paluszki dawała tacie :D Taka była to mała cwana bestia i niesamowicie miło wspominam te dosyć dawne już czasy, kiedy siedzieliśmy sobie na kanapie we dwoje i ona wybierała paluszki wyjadając z nich wprawnie sól swoimi małymi paluszkami, a ja dostawałem samo ciasto ogołocone z soli i nieraz przy tym trochę obślinione ;) Ale to są teraz piękne wspomnienia nie zrozumie nikt, kto sam nie miał dzieci!

W zoo byłem owszem kilka razy, co do papugarni nie jestem pewien. Mogłem być, możliwe też, że nie.

Gdzież to tak nasza Agasia się rozpisała? Nie zauważyłem jakoś tego cytatu, weekendy spędzam poza internetami, więc jest możliwe, że coś mi tam jednak umknie, choć bardzo staram się być na bieżąco z problemami 'trzeciego' świata ynteligentnych inaczej i ich dylematami egzystencjalnymi i pretensjami z 4liter wziętymi włącznie! :P
To o czym ja pisałem, to była jej wzmianka do mnie na temat jakiegoś śmieciarza sieciowego, bo ja napisałem jej, że nie piszę do niego (już) i patrzę teraz sobie tylko jak on usycha. Ona coś napisała, że to i tak nic nie daje, to ja jej dopisałem, że przynajmniej nie tracę czasu i on ma mniej ode mnie i na mój temat. Wtedy właśnie wypaliła (nota bene trochę racji w tym było), że przecież ten trolluch mnie czyta (tak jak ona) tu na FDB i właśnie stamtąd (to znaczy stąd) wie o mnie więcej niż mi się wydaje i jego obraz mojej osoby jaki sam maluje, to jest właśnie ”stary Zenon na rowerze” ;D Widzę, że nie dało jej to spokoju i dalej czyta namiętnie co wypisuję sobie z ludźmi, skoro masz nowe jej słowa. Ciekawi mnie tylko wielce kto i co robi pode mnie w jej głowie, gdy ona pisząc, że ”Taka moda że robią teraz wszystko pod Zenona i innych takich całkiem starszych panów co pamiętają jedzenie na kartki i serial Michał Strogoff kurier carski jedyny raz w telewizorze.” sugeruje coś jasno, tylko co?? Co robią pode mnie?!
Ja miałem swojego czasu z trollami trochę zajść, ale po namowach znajomych w końcu się nauczyłem ich zlewać. W zeszłym roku trafił mi się taki jeden śmieć, którego miałem ochotę normalnie rozsmarować po chodniku, bo najpierw mnie sprytnie prowokował, gdy już mi puściły nerwy zaogniał wprawnie sytuację, by na koniec odegrać przed resztą ofiarę ataku w sieci i chciał zawiadamiać policję oraz cieszył się pisząc mi iż powiadomił FW o moich wpisach, za co w jego głowie mieli mi lada chwila skasować konto. Co oczywiste ludzie czytający go wykpili te marne zagrywki, mnie się też słusznie dostało, bo narobiłem chlewu jednak ten śmieć pisał mi na matkę, żonę, dzieci też nie pomijając, a ja… pisałem tylko do niego! No, ale takie internetowe szmaty cieszą się anonimowością i czerpią satysfakcję z mieszania innych z błotem oraz patrzenia jak się miotają ze wściekłości. Wreszcie to zrozumiałem i od dosyć długiego czasu mam święty spokój, nie daję się prowokować, olewam takich ciepłym moczem z samego początku. Czasem jednak w wyniku normalnej rozmowy coś pójdzie nie tak i wtedy czasem trochę wdepnę, ale też robię postępy i mocno się staram ludzi głupich i bez honoru olewać i nie pisać.
Tylko na to zasługują i nawet tutaj mnie trochę na przypomnienie tamtych wydarzeń poniosło, za co mocno przepraszam, ale jak mi się nieraz jeszcze przypomni… Dobra, skończmy z tym.

Pojechałem 120 km żeby się spotkać, ale jak pisałem to była bardziej wycieczka po coś niż do kogoś. Zakończyła się jak pisałem zakupem drogiego sprzętu audio i wszystko się zaczęło właśnie od zwykłej wymiany zdań gdzieś na forum daleko w sieci. Z drugiej strony tamten człowiek pokazał nawet więcej zaufania i dobrej woli ode mnie, bo to przecież on podał swój adres i to ja pojechałem do niego, a nie on do mnie. Miło się gadało i wziąłem od niego ten zestaw, tym bardziej że to była niezwykle dbająca o sprzęt osoba, znawca tematu i ogólnie miły pan. Warto nadmienić, że nieco starszy ode mnie ;) Czyli nie jest ze mną tak źle, nie?
W temacie uważania w sieci, to mnie nie trzeba dużo mówić, bo ja sam wiem o tym doskonale. Marac wiele razy powtarzał ludziom, aby nie pisali zbyt wiele na forach, pod żadnym pozorem nie wstawiali sobie w avka swojego prawdziwego zdjęcia, bo było paru co może spotkać za coś takiego się bardzo boleśnie przekonało. Pomimo dużej ostrożności nie zawsze da się wszystkiego uniknąć i przyznam, że kiedyś sam nie podejrzewałem jakie ścierwa siedzą w internecie, jak potrafią zeszmacić kogoś z całą rodziną zupełnie bez powodu, lub choćby za odmienne zdanie. Ich nic nie boli, kont mają po kilkanaście czy kilkadziesiąt, a nawet jak nie to założą sobie bez problemu kolejne nowe. Tacy nie przebierają w słowach, nie mają krzty honoru, nie ma dla nich żadnej świętości i nawet jeśli piszą do kogoś nie znając prawdziwych danych, ani miejsca zamieszka, wyglądu, nic to i tak potrafią nawpisywać na matkę, ojca, całą rodzinę byleby tylko człowieka rozsierdzić i doprowadzić na skraj wytrzymałości nerwowej, bo wtedy dopiero się karmią taką złością i bezsilnością, bo mało kto kasował takie wpisy tam na FW, a ten gnój był całkowicie bezkarny, bo co go mogło najgorszego spotkać za to wszystko? Blokada konta? Jak jemu założenie kolejnego zajmuje mniej niż 2-3 minuty?!
Dno! A powinno się upubliczniać adresy i dane takich kreatur, pokazywać jego pryszczaty i pospolity, tępy jak nic ryj oraz jak zgarnia na niego plaskacze od obrażanych przez siebie osób. Zapewne szybko nadszedłby płacz i jęczenie: „Już dosyć! Już wystarczy! Ała! Przepraszam, przestańcie!” No, ale to nie w dzisiejszym słabym państwie, które nie radzi sobie z lichwiarzami, naciągaczami, mafią wnuczkową i alarmami bombowymi to co dopiero mieliby internetowych śmieci ścigać?! I celowo nie pisze popularnego i idiotycznego terminu 'hejter', który jest przeinaczony, za powszechnie używany i zwykło się go używać tak samo często jak 'homofob' po prostu do dyskredytowania krytycznego rozmówcy. Praktycznie każda krytyka jest ucinana 'hejtem' dokładnie jak każde słowa dezaprobaty 'homofobią'! Ale takie debilne czasy i domorośli idioci się mądrzą nazywając się celebrytami, jutuberami, redaktorami, influenserami itd. jak ich tam jeszcze zwykło określać.
Dobra, strasznie dużo (hejtu;) wylałem. :)

Teraz są bardzo trudne czasy, kiedy zewsząd dosłownie się atakuje człowieka komercją, ceny są wysokie na wszystko, to jedyne co trzeba umieć to się przed tym chronić i bronić. Staram się nie ulegać żadnym modom, nie poddawać wpływom żadnych reklam, gdy słyszę i czytam o jakichś nowo opracowanych psychologicznych metodach robienia kupujących w konia, żeby wydawali jeszcze więcej i więcej, to wtedy robię dokładnie odwrotnie niż oni mieli to w planie, zapewne niewiele jest takich osób i nie poczują takiego buntu i sprzeciwu, ale ktoś musi, bo nie można tańczyć jak nam zagrają! A ludzie potrafią być masakrycznie urobieni przez propagandę reklamową, politykę konsumpcji i ogólnie cały ten kapitalizm. Łapię się za głowę jak nieraz czytam wydawało mi się wcześniej poważnych i odpowiedzialnych osób, gdy oni mi np. twierdzą, że w reklamach jest zawsze prawda, albo redaktorzy czy krytycy mówią tylko szczerze to co sami myślą, a nie to za co im płacą!
Kiedyś było inaczej, było też gorzej, ale w innym sensie, w innych płaszczyznach życia. Jak pytasz o dawne kina, to jak pisałem praktycznie każda sala była inna, każda miała w sobie to coś, coś innego i wyjątkowego, coś co nadawało jej specyficzny i wyjątkowy klimat. Dzisiaj tego zupełnie już nie ma! Dzisiaj wszystko jest dla mnie bezpłciowe i byle jakie, bez polotu, bez stylu. Wszystkie sale kinowe są praktycznie identyczne i choć tak naprawdę nie idzie się do kina oglądać wnętrza, to jednak kiedyś było to coś dodatkowego i samo w sobie wyjątkowego, jak wystrój sali i korytarzy potrafił wabić, dodać kolorytu takiej wyprawie na film.
Tak, kiedyś nie było reklam przed filmami i nikomu się takie nawet nie śniły! Były to czasy, że w telewizji też ich nie było, nawet jak się pojawiały pierwsze, to jednak minął dłuższy czas nim też trafiły do kin. Zamiast nich przed seansem puszczano PKT (Polska Kronika Filmowa) i niektóre nawet były ciekawe. Potem zaczęto puszczać w oczekiwaniu na film zajawki i teasery. Po jakimś czasie dodano do tego jedną czy dwie reklamy czegoś od danego 'sponsora' kina czy filmu, a potem to już kompletnie puściła tama i wszelka przyzwoitość poszła w odstawkę, kiedy to zaczęto widza indoktrynować komerchą na równi z kanałem prywatnym w TV! Skandal i jak tylko mogłem przychodziłem później, a na sali starałem się każdą reklamę wyśmiać lub zagłuszać. Czasem inne urobione 'pionki' się dziwnie patrzyły, że jak ja im mogę przeszkadzać w oglądaniu… tak! Reklam, ale na całe szczęście nikt się ze mną i moimi kumplami o to nie kłócił, bo gdy zaczynały się filmy czy zwiastuny filmów, to oczywiście żeśmy cichli. Trochę gówniane czasy, nikogo się nie szanuje, nie dość że płacisz za bilet to jeszcze musisz się tego szitu naoglądać z kwadrans w najlepszym wypadku, ale zazwyczaj to dwadzieścia kilka minut! Dno.

Jak już się chowasz, to tylko nie pod drzewa! :P

U mnie na równinach upały nieco ustąpiły, nocami się nawet robi przenikliwie zimno. Fala strasznych upałów jakby już przeszła raz, w ostatni weekend jednak wróciła i jak wracałem z roweru w niedzielną noc tuż przed północą to było… 25 stopni! Masakra jakaś. Ale dzień, dwa wystarczyły i się drugi raz znowu ochłodziło, teraz jest miło i chłodno, da się żyć. Dni są dalej ciepłe, ale na całe szczęście bez szaleństw i w granicach 25-26 stopni, wieczory raczej chłodne tak poniżej 20 st. Jak nieraz nad ranem wyjdę to widziałem w zeszłych tygodniu około 5-6 rano na termometrze… UWAGA… 12 stopni! Toż to mróz normalnie! Normalnie nie dogodzi: raz za gorąco, drugi za zimno ;) Nie ma jakiejś równowagi, a nie już jest, jest miło i przyjemnie, tylko ta susza, a jak tak dalej pójdzie i nie będzie tak potrzebnego przecież deszczu, to potem znowu będą straty w gospodarce i drożyzna w sklepach spożywczych…

     

     

Nareszcie wakacje, już niebawem gdzieś pojadę posmażyć się, potopić i wypić, a reszta wycieczki śmiertelnie wynudzić ;)

     

     

Miłego wypoczynku, dobrych wakacji!
     




EDIT: Szok i niedowierzanie! Musiałem coś zrobić i wyleźć na zewnątrz nad ranem (jest 2019-07-06 05:25), choć już powoli zaczynało świecić słońce było kur.. kurde blaszka zimno jak diabli. Patrzę 'zmrożony' całkiem na termometr, a tam… UWAGA! — owinąć się ciepłym kocem! :P — 10 stopni Celsiusza! Brrr!

     

10murzynkow

@ZSGifMan może napiszemy petycję do Ingi, żeby zawiesiła swój wakacyjny strajk klimatyczny, bo przesadza ;)

BuziakL

Ludziska, szybkie powitanie. No nie mogę się zebrać niestety, ten sezon nie wspiera moich filmowych zamiłowań i do oglądania, i do pisania na forum.
U nas pada, więc zaczynam nadrabiać filmowe zaległości w starszych filmach.
Poczytam sobie jutro, co tu piszecie, ale pozdrawiam absolutnie wszystkich i życzę świetnego weekendu!
P.S. Swoją drogą, jakie Wy tu elaboraty piszecie, normalnie jestem w szoku ;)))
P.P.S. Polecam film "Mój brat Bruce Lee", wpadłam na niego ostatnio na CDA. Bardzo fajny film.

KRCK

Heloł wszystkim. ;)

@BuziakL Mam to samo, ale coś za coś. Rower jest w tym roku mocno eksploatowany, za mocno. ;)

Skoro tak lubicie obrazki, to i ja coś zostawię.

BuziakL

@free_dom "Co ludzie powiedzą" jest świetne :D

@Esoteric witaj zatem :) Wiadomo z jakiej strony przybywasz, bo tu z tego co widziałam sporo osób przybyło z tamtej strony mocy :P

Cześć Wam wszystkim.
Na dziś chyba kończę czytanie zaległości bo muszę lecieć dalej.
Fajnego dnia Wam życzę i zostawiam Was z nową piosenką pewnego pana :)

Jeremy Renner – Main Attraction

P.S. @KRCK na rower, teraz idealna pora, pogoda się poprawiła. Tylko to ciągłe chowanie rowerów pod koniec dnia jest wqrwiające.. U nas ciągle kogoś okradają, więc niestety wszystko trzeba trzymać pod zamknięciem.. i to i tak nie gwarantuje, że akurat nie trafi na mnie.

P.S. po 5 miesiącach nieobecności i dziwnych utrudnieniach w wejściu na forum (coś z tą notką o przetwarzaniu danych się dzieje, że jak się klika w button zatwierdzający to cała strona jest zakryta przeźroczystą stroną, która uniemożliwia dalsze klikanie na stronie) muszę napisać, że cichutko tu u Was, u Nas.

Proszę czekać…